Wyścig błędów, czyli podsumowanie GP Portugalii

Trzecie z rzędu zwycięstwo w tym sezonie odnotował fabryczny team Yamahy, wysuwając tym samym swoich zawodników na czołowych pretendentów w walce o tytuł. Po bezbłędnym wyścigu na torze w portugalskim Portimao pierwszy linię mety przekroczył Fabio Quartararo. Poważnej kontuzji uległ za to zdobywca podium z Kataru.

W zeszłym roku zawodnicy najbardziej prestiżowych wyścigów motocyklowych na świecie zameldowali się na torze w południowej Portugalii na sam koniec rywalizacji, kiedy w klasyfikacji generalnej było już jasne, że Joan Mir został mistrzem świata. Wtedy to Miguel Oliveira (ówczesny zawodnik Red Bull KTM Tech3), ku uciesze wszystkich portugalskich fanów MotoGP, został triumfatorem zarówno w klasyfikacji, jak i w niedzielnym wyścigu. Pokonując linię mety z ponad trzy sekundową przewagą nad drugim Jackiem Millerem, całkowicie zdeklasował swoich rywali. Niestety, w tym roku młody Portugalczyk zaliczył wywrotkę, a po powrocie na tor został dodatkowo zdublowany przez zwycięzcę wyścigu. O tegorocznym domowym GP powinien więc jak najszybciej zapomnieć.

Kuriozalny weekend

W sezonie 2021 malownicze Portimao stało się miejscem rozgrywki trzeciej rundy Motocyklowych Mistrzostw Świata. Jeszcze przed piątkowymi treningami wolnymi oczy większości fanów skierowane były na powracającego po dziewięciu miesiącach przerwy Marca Marqueza (Repsol Honda). Wszyscy zastanawiali się, jak ośmiokrotny mistrz świata poradzi sobie po tak długiej nieobecności w padoku, a dodatkowo – na nowym dla siebie torze, na którym nigdy wcześniej się nie ścigał. Mnożyły się pytania o jego formę i stan psychiczny, ale jedno było pewne – hiszpański zawodnik nie był faworytem i tylko nieliczni pokusili się o stwierdzenie, że być może wygra wyścig.

Od samego początku weekendu na torze błyszczeli zawodnicy fabrycznego teamu Yamahy. Maverick Viñales i Fabio Quartararo zdominowali pierwsze treningi wolne, dając wyraźny sygnał swoim rywalom, na kogo powinni uważać w tym sezonie. W szczególności na pochwałę zasługuje Quartararo, który przez całą rundę prezentował doskonałą formę, zdobywając zarówno pole position, jak i odnosząc zwycięstwo w niedzielnym wyścigu. Francuzowi, który stracił prowadzenie już na początku wyścigu, szybko udało się dogonić prowadzącą trójkę – Johanna Zarco (Pramac Ducati), Alexa Rinsa (Suzuki Ecstar) i Joana Mira (Suzuki Ecstar) – i razem z nimi nadawać tempo rywalizacji. Podobnie jak w zeszłym roku przewaga pierwszego Quartararo nad drugim Francesco Bagnaią (Ducati Team) na mecie było ogromna i wynosiła prawie 5 sekund. Po upadkach zarówno Zarco, jak i Rinsa, podium uzupełnił mistrz świata z poprzedniego sezonu, Joan Mir. To już trzecie z rzędu zwycięstwo Yamahy w trzech otwierających sezon wyścigach. Po raz ostatni taka sytuacja miała miejsce w 2010 roku.

Fatalny start zanotował za to zespołowy kolega triumfatora dwóch ostatnich wyścigów. Viñales wystartował tak źle, że spadł na koniec stawki i na mecie zameldował się dopiero na odległym, jedenastym miejscu. Dobrze poradził sobie za to Francesco Bagnaia, przebijając się do przodu i w efekcie zdobywając podium.

Nie bez powodu wymieniłam Viñales obok Bagnaii. Obaj stali się bowiem ofiarami kuriozalnych sobotnich kwalifikacji. Upadek Miguela Oliveiry (Red Bull KTM) na sam koniec sesji mocno namieszał w wynikach. Wszystko za sprawą kontrowersyjnego przepisu, który od zeszłorocznego GP Andaluzji obowiązuje w MotoGP. W momencie każdego wypadku zawodnika poza tor zostaje wywieszana żółta flaga, która stanowi dla innych ostrzeżenie o niebezpieczeństwie. Nowe zaostrzenie, mające na celu poprawę bezpieczeństwa, mówi o tym, że każdy motocyklista przebywający na torze musi znacząco zwolnić niezależnie od tego, czy wywieszona jest pojedyncza czy podwójna żółta flaga w danym sektorze, w innym przypadku może otrzymać karę. Bagnaia wykręcił swój najlepszy czas właśnie podczas wywieszonej żółtej flagi, co poskutkowało anulowaniem okrążenia, dającego mu pole position. Z kolei Viñales wyjechał poza dozwolony obręb toru i jego czas (podobnie jak w przypadku Włocha – dający mu pierwsze miejsce na starcie) również został unieważniony. Tym oto sposobem zarówno zawodnik Yamahy, jak i Ducati, musiał startować do niedzielnego wyścigu dopiero z czwartego rzędu.

Debiutant na deskach

Podczas weekendu wyścigowego w padoku wiele mówiło się również o zdobywcy podium z Kataru, Jorge Martínie (Pramac Ducati). Niestety, nie ze względu na kolejne osiągnięcia tego debiutującego w tym roku w klasie MotoGP Hiszpana, a z powodu poważnego upadku jaki zaliczył w sobotę podczas trzeciego treningu wolnego. Fatalnie wyglądające zdarzenie poskutkowało złamaniami ręki i kostki, a także urazem głowy. Zawodnik musiał przejść zabieg operacyjny, który na pewno wykluczy go ze startu w swoim domowym wyścigu w Jerez de la Frontera. Jak sam Martín zaznaczył, celem będzie powrót na Mugello za prawie… 5 tygodni! Tak długa nieobecność w padoku to wielka strata nie tylko dla samego zainteresowanego, ale również dla całego zespołu Pramaca, bowiem ich podopieczny do tej pory prezentował znakomitą formę na motocyklu.

Weekend w Portugalii okazał się wyjątkowo płodny w wywrotki. Upadali Oliveira, Zarco, Rins. Poważny wypadek na początku drugiego treningu wolnego zanotował Takaaki Nakagami (LCR Honda). Z dalszym udziałem w wyścigu po własnym błędzie pożegnał się Jack Miller (Ducati Team), dla którego to już kolejny nieudany start w tym sezonie, a po trzech wyścigach ma zaledwie 14 punktów w klasyfikacji generalnej. Jeżeli tak dalej pójdzie, zawodnik może pożegnać się z miejscem w fabrycznym Ducati na rzecz któregoś z zawodników Pramaca. Błędu nie ustrzegł się również doświadczony Valentino Rossi (Petronas Yamaha).

Do pozytywnych aspektów tej rundy należy na pewno fakt, że w pierwszej siódemce na mecie znalazło się sześciu różnych konstruktorów – od Yamahy i Ducati, przez Suzuki, KTM-a i Aprilię aż na Hondzie skończywszy.

Powrót po 256 dniach

Po obiecującym pierwszym treningu wolnym, w którym Marc Marquez (Repsol Honda) zajął trzecie miejsce, wielu wróżyło, że na tor wrócił król. Jednak słabsze dwa występy w FP2 i FP3 ostudziły nieco entuzjazm fanów i sprawiły, że w sobotnich kwalifikacjach Marquez musiał startować w Q1. W tym momencie być może warto rozszerzyć użyte przeze mnie skróty.

Weekend MotoGP składa się z czterech treningów wolnych, kwalifikacji, rozgrzewki i wyścigu. Każda z sesji ma swoje określone ramy czasowe i spełnia różne funkcje. W piątek odbywają się dwa treningi (FP1 i FP2), podczas których zawodnicy skupiają się na wyczuciu toru, a także wykręceniu najlepszego czasu jednego okrążenia. W sobotę podobnie liczy się tempo podczas treningów wolnych (FP3 i FP4) oraz w kwalifikacjach, podzielonych na dwie części. Czasy z pierwszych trzech sesji (wyniki z FP4 nie mają żadnego znaczenia, a podczas 30-minutowej sesji zawodnicy skupiają się wyłącznie na szukaniu jak najlepszych ustawień pod wyścig) łączone są w jedną klasyfikację, z której następnie najszybsza dziesiątka bezpośrednio przechodzi do Q2, zaś reszta walczy w Q1. Wynika z tego, że w Q1 startują wolniejsi zawodnicy – ci, którzy w łącznej tabeli zajęli miejsca od jedenastego w dół. Najszybsza dwójka z nich awansuje do drugiej części kwalifikacji. W niej walkę toczy dwunastu kierowców, którzy rywalizują o pole position (pierwsze miejsce na linii startowej) oraz o kolejne miejsca w czterech pierwszych rzędach startowych. Pozostali ustawiani są na podstawie wyników z Q1. O niedzieli nie ma sensu się rozpisywać; składa się z porannej rozgrzewki i wyścigu.

Marquez, który musiał przebrnąć przez Q1, ostatecznie razem z Joanem Mirem dostał się do Q2. Zawodnik Hondy mocno oszczędzał się przez niedzielną rozgrywką i do wyścigu ustawił się na szóstym miejscu. Mimo optymistycznej soboty sam zawodnik przyznał, że spodziewał się długiego wyścigu. Taki też nastał. Marc zanotował dobry start, jednak szybko okazało się, że nie był w stanie dotrzymać tempa ścisłej czołówki i kilkukrotnie tracił pozycję na rzecz silniejszych rywali. Ostatecznie niedzielę ukończył na dobrej, siódmej pozycji. Po wyścigu emocje wzięły górę i w boksie pojawiły się łzy.

Przed wielokrotnym mistrzem świata jeszcze długa droga do pełni sił. Sam zawodnik przyznaje, że nie wie, kiedy wróci do swojej optymalnej formy. Najważniejszy jest fakt, że Marquez po dziewięciu miesiącach oglądania wyścigów w domu może ponownie robić to, co kocha – ścigać się na swoim ukochanym motocyklu.

Opuszczamy południe Portugalii i przenosimy się do Jerez de la Frontera. Tym samym europejska część sezonu rozkręca się na dobre. Czekają nas wielkie emocje!

Zdjęcia: elpais.com/ instagram

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe