Galop Rumaka w doliczonym czasie gry. Lech wygrywa z ŁKS-em

 

Niedzielny mecz 29. kolejki PKO BP Ekstraklasy pomiędzy ŁKS-em a Lechem Poznań był spotkaniem o wszystko. Gospodarze liczyli na kontynuację dobrej passy z ostatnich tygodni i zdobycie trzech punktów, które podtrzymałyby ich nadzieję na utrzymanie się w lidze. Kolejorz natomiast musiał wygrać, aby dalej liczyć się w walce o europejskie puchary i wymarzone mistrzostwo Polski. Pełne dramaturgii i zwrotów akcji spotkanie ostatecznie zakończyło się wynikiem 3:2 dla ekipy z Poznania.

Przedmeczowe nastroje

Niektóre głosy krytyki odbieram po prostu jako chęć zaszkodzenia Lechowi — żeby osłabić drużynę, a wzmocnić rywali. Trzeba natomiast wiedzieć, jak odzyskiwać energię, by dalej nią zarażać piłkarzy i dawać im pewność siebie – mówił przed spotkaniem trener Kolejorza, Mariusz Rumak, który po przegranym meczu z Puszczą (1:2) był atakowany zarówno przez dziennikarzy, jak i kibiców Lecha, którzy wyrazili jasno i donośnie swoje stanowisko w tej sprawie.

Odmienna atmosfera panowała natomiast w Łodzi, chociaż jak podkreślał trener ŁKS, Marcin Matysiak – jego drużyna nie przywiązywała wagi do problemów rywala.

– Skupiamy się przede wszystkim na tym, na co mamy wpływ, czyli na sobie. Nie interesuje nas to, co się dzieje w Lechu Poznań i jaka będzie przyszłość trenera. Przede wszystkim zarządzamy własnym zespołem i tym co mamy. Zainteresowanie tym meczem jest duże, a my musimy zrobić wszystko od strony sportowej, żeby zwieńczyć to happy endem – powiedział na przedmeczowej konferencji.

Po zwycięstwie 3:2 nad Radomiakiem, ŁKS po raz pierwszy od końca września opuścił ostatnie miejsce w tabeli i z optymizmem patrzył w przyszłość. Patrząc na fakt, iż do Łodzi przyjeżdżał słabo grający ostatnimi czasy Lech, na trybunach liczono na niespodziankę i urwanie punktów faworytowi.

Gol z niczego i dramatyczne chwile

Dla kibiców był to ,,mecz przyjaźni”, jednak zdecydowanie nie było jej widać na boisku, gdzie już od początku zaatakowali gospodarze. W 7. minucie Engjell Hoti uderzył z dwudziestego metra, Bartosz Mrozek niepewnie interweniował i wypluł piłkę przed siebie, tuż pod nogi Kaya Tejana. Napastnik ŁKS-u dopadł do futbolówki i oddał strzał, po którym piłka odbiła się od prawego słupka. Lech na tle teoretycznie słabszego rywala wyglądał bardzo źle, a problemy z kreowaniem sytuacji i atakowaniem bramki przeciwnika ponownie dawały o sobie znać. Pierwszy celny strzał Kolejorz oddał dopiero w 36. minucie; o ile można było narzekać na ofensywę, o tyle zdecydowanie nie na skuteczność, ponieważ zakończył się on bramką. Celne dośrodkowanie Eliasa Anderssona wykorzystał kapitan Lecha – Mikael Ishak.

W 42. minucie na boisku doszło do niepokojącej sytuacji – piłkarz ŁKS-u, Dani Ramirez upadł na murawę, bez kontaktu z rywalem. Hiszpanowi bardzo szybko została udzielona pomoc, zarówno przez sztab medyczny, jak i piłkarzy obu drużyn. Pomocnik ekipy z Łodzi po zakończeniu spotkania uspokoił kibiców na swoich mediach społecznościowych, informując że czuje się dobrze i skupia się na odpoczynku i powrocie do zdrowia.

Grad goli, czerwona kartka i emocje do samego końca

Druga połowa była zdecydowanie lepszą częścią spotkania. W 56. minucie Kolejorz zdobył drugą bramkę, a jej autorem został Filip Marchwiński, który wykorzystał świetne prostopadłe podanie Anderssona, dla którego była to druga asysta w meczu. Wydawać by się mogło, że Lech dowiezie zwycięstwo do końca spotkania, jednak piłkarze z Poznania w tym sezonie przyzwyczaili już swoich kibiców do tego, że nie można być w ich meczach niczego pewnym.

Nie inaczej było tym razem. Trzy minuty po bramce Marchwińskiego „wejście smoka” zaliczył Jesper Karlström, który chwilę wcześniej zastąpił Afonso Sousę. Szwed zachował się nierozważnie we własnym polu karnym i sfaulował Huseina Balica, a „jedenastkę” dla gospodarzy dość pewnie wykorzystał Kay Tejan.

ŁKS także miał w drugiej połowie swojego antybohatera. Argentyńczyk Thiago Ceijas potrzebował zaledwie trzech minut, aby obejrzeć dwie żółte kartki, w rezultacie czego musiał przedwcześnie opuścić boisko. Warto dodać, że zastąpił on pod koniec pierwszej części spotkania wspomnianego Ramireza, a przez swoje nieodpowiedzialne zachowanie, spędził na boisku zaledwie pół godziny.

Kwadrans przed końcem spotkania piłkarze musieli opuścić murawę ze względu na zadymienie stadionu przez kibiców. Przerwa ta lepiej wpłynęła na zawodników ŁKS-u, którzy pomimo grania w dziesiątkę zdołali w 86. minucie wyrównać wynik spotkania za sprawą Stipe Juricia. Bośniak wykorzystał kapitalne dośrodkowanie Tejana i z najbliższej odległości pokonał Bartosza Mrozka. Lech był przez moment w piekle, jednak chwilę później, ponownie za sprawą Filipa Marchwińskiego, znalazł się w niebie. Polak najlepiej odnalazł się w polu karnym po rzucie rożnym i drugi raz pokonał Dawida Arndta. Poznaniacy nie wypuścili już z rąk prowadzenia 3:2 i dowieźli je do samego końca spotkania.

Do Ekstraklasy i z powrotem

Do zakończenia tegorocznego sezonu pozostało pięć kolejek, a ŁKS do bezpiecznego miejsca traci aż 11 punktów. Nie trudno obliczyć, że już w przyszłej kolejce drużyna z Łodzi może stracić matematyczne szansę na utrzymanie się w elicie i po roku przerwy powrócić do I ligi. Trudno nie odnieść wrażenia, że Rycerze Wiosny obudzili się trochę za późno i ich spadek z Ekstraklasy jest praktycznie przesądzony. Niemniej jednak, trener Marcin Matysiak wykonuje w Łodzi bardzo dobrą pracę, a sam klub zna w zasadzie tak dobrze, jak nikt inny. Czy po ewentualnym spadku ŁKS ponownie po roku powróci na najwyższy szczebel rozgrywkowy? Czas pokaże.

Na Rumaku po… Europę?

Mecz, który dla Kolejorza powinien był formalnością, nieoczekiwanie okazał się być kolejną przeszkodą, którą Mariusz Rumak z drużyną wprawdzie pokonali, ale z ogromnym trudem. Lech zrównał się punktami z drugim Śląskiem Wrocław oraz powiększył przewagę nad pozostałymi drużynami walczącymi o miejsca gwarantujące grę w kwalifikacjach do europejskich pucharów w najbliższym sezonie.

Drużyna z Poznania natomiast celuje wyżej i wciąż marzy o mistrzostwie kraju. Do liderującej Jagiellonii, Lech traci 4 punkty, a przed sobą ma dwa spotkania z teoretycznie niezbyt wymagającymi rywalami. Tylko teoretycznie, ponieważ niezbyt wymagające miały być również Puszcza i ŁKS, a jednak okazało się inaczej. Jedno jest pewne – walka o najwyższe lokaty będzie trwała aż do ostatniej kolejki.

Czytaj też: Było nieźle, ale musimy Cię zwolnić…

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe