Ruszył sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich!

Chociaż zima się jeszcze nie zaczęła, koniec listopada przyniósł inaugurację Pucharu Świata w skokach narciarskich. Fani tej dyscypliny od trzech tygodni mogą śledzić rywalizację na skoczni, gdzie od samego początku brylują Niemcy i Słoweńcy. W czołówce nadal brakuje polskich orłów.

 

Trzecie zawody cyklu odbyły się w miniony weekend w Wiśle, która od 2017 roku organizowała inauguracyjny konkurs Pucharu Świata w skokach. Choć rozpoczynający zawody konkurs co roku ściągał pod skocznię im. Adama Małysza rzeszę polskich kibiców, zmianę daty można jak najbardziej zaliczyć na plus. Trzy dodatkowe tygodnie sprawiły, że na zeskoku pojawił się prawdziwy śnieg. Na próżno było go szukać w poprzednich latach, kiedy to trzeba było wspomagać się sztucznym, który zamieniał powierzchnię w bryłę lodu. A w takich warunkach nietrudno było o wypadki…

Czołówka ucieka…

Jednym z reżyserów rywalizacji w Wiśle był wiatr, który jednym sprzyjał, a drugim przeszkadzał. Mimo że biało-czerwone orły nie liczyły się w walce o podium, ta nadal dostarczyła fanom sporych emocji. Z trzeciego z rzędu zwycięstwa na skoczni w Wiśle-Malince w konkursie drużynowym cieszyli się Austriacy, którzy o zaledwie 0,3 punktu wyprzedzili drugich Niemców. Podium uzupełnili Słoweńcy. Wyniki pierwszej odsłony walki o Puchar Narodów potwierdziły rozkład sił, jaki w tym sezonie zapanował na zeskoku – jak na razie to właśnie skoczkowie z Austrii, Niemiec i Słowenii mają największe szanse na zdobycie tegorocznej Kryształowej Kuli. Karl Geiger, Markus Eisenbichler czy Jan Hoerl – to między innymi ich nazwiska padają z ust znawców skoków narciarskich najczęściej. Nie należy oczywiście zapomnieć o takich zawodnikach jak Ryoyu Kobayashi czy zwycięzca poprzedniego sezonu, Halvor Egner Granerud, którzy dwukrotnie stanęli na podium. Japończyka z włączenia się do rywalizacji w Wiśle wyeliminował pozytywny wynik testu na koronawirusa; Norwega – zepsuty skok na 102,5 metra, który dał mu odległe 48. miejsce i brak awansu do serii finałowej.

 

Po pięciu indywidualnych konkursach pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej zajmuje Niemiec Karl Geiger przed Słoweńcem Anże Laniskiem i swoim rodakiem, Markusem Eisenbichlerem.

…a polscy skoczkowie w kryzysie

Do udanych nie mogą z pewnością zaliczyć początku sezonu olimpijskiego gwiazdy reprezentacji Polski, którzy w dwóch pierwszych konkursach nie weszli nawet do drugich serii. Tak słabego startu zawodów już dawno nie widzieliśmy w wykonaniu polskich skoczków – w Niżnym Tagile i Ruce biało-czerwone orły zaprezentowały się najgorzej od sześciu lat! Duże szanse na odblokowanie się Polaków pokładano w konkursie w Wiśle. Sobota wyglądała obiecująco, a nasi skoczkowie otarli się o podium w konkursie drużynowym. Bardzo dobry skok Andrzeja Stękały w pierwszej serii na odległość 129,5 metra wywindował nas na drugie miejsce; przez moment nasi reprezentanci nawet prowadzili. Jednak szanse na podium zniweczył Dawid Kubacki, który w drugiej serii osiągnął zaledwie… 97 metrów. Sytuację próbował ratować Kamil Stoch, ale jego skok dał mam jedynie czwarte miejsce. Tym samym po raz pierwszy w historii skoczni im. Adama Małysza w Wiśle zabrakło Polaków na podium w konkursie drużynowym.

 

Wynik odniesiony w sobotę, choć niezadowalający, dawał nadzieję na dobry występ w konkursie indywidualnym. Tak się jednak nie stało i kolejny weekend sezonu okazał się prawdziwą katastrofą w wykonaniu biało-czerwonych. Z bogatej kadry trzynastu skoczków, których Michal Doleżal wystawił w konkursie, jedenastu przeszło kwalifikacje i zasiadło na belce w niedzielę. Jednak, jak to mówią – ilość nie zawsze oznacza jakość. Żaden z Polaków nie doskoczył do granicy 120 metrów. O ile słabe skoki Klemensa Murańki, Stefana Huli, Aleksandra Zniszczoła czy innych można jeszcze wytłumaczyć (nie są to przecież zawodnicy, którzy zazwyczaj walczą o czołowe lokaty), tak forma Dawida Kubackiego, ósmego skoczka poprzedniego Pucharu Światu i lidera polskiej kadry, jest co najmniej niepokojąca. Konkurs w Wiśle był czwartym z pięciu indywidualnych startów, kiedy Kubacki nie dostał się do czołowej trzydziestki; poprzednio zawodził w Niżnym Tagile i dwukrotnie w Ruce. Jednak nie tylko jego skoki były nieudane. Co prawda, zarówno Kamil Stoch, jak i Piotrek Żyła dostali się do finałowej serii, jednak z niezbyt przekonującym wynikiem, by móc myśleć o pierwszej dziesiątce.

Kiedy najlepszy z Polaków zajmuje jedenaste miejsce i w dodatku dokonuje tego na polskiej skoczni, nie może być mowy o niczym innym, jak o kryzysie w kadrze. Czy Polacy są w stanie przełamać złą passę i wejść w sezon z nowymi siłami, które zapewnią im dalekie loty? O tym przekonamy się już w ten weekend w niemieckim Klingenthal.

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe