Gra o władzę i o prawdę

Niekiedy, gdy już przyjdzie leniwy sobotni wieczór, to chcemy rozsiąść się wygodnie w fotelu z zapasem przekąsek, aby zobaczyć dobry i wciągający film. A jeszcze lepiej, gdyby taki film miał świetną gwiazdorską obsadę. I myślę, że kryteria te spełni „State of Play” z 2009 roku w reżyserii Kevina Macdonalda. To polityczny thriller inspirowany brytyjskim miniserialem o tym samym tytule. Skupia się na dziennikarzu Calu McAffreyu (Russell Crowe) i jego partnerce Delle Frye (Rachel McAdams), którzy prowadzą dziennikarskie śledztwo w sprawie tajemniczego morderstwa i spisku politycznego.

Według mnie ta produkcja od samego początku trzyma w napięciu i zmusza widza do szybkiego łączenia ze sobą faktów. Krok po kroku ujawnia sprawę ogromnej afery korupcyjnej z zabójstwem w tle. Tym samym przeprowadza przez całe annały dziennikarskiego dochodzenia, które to ma ujawnić nieuczciwe zagrywki władzy. Porusza kilka istotnych kwestii takich jak powiązania świata polityki z dziennikarstwem, misja czwartej władzy, rola korupcji i ogromnych korporacji w podejmowaniu ważnych państwowych decyzji. Jak również zadaje pytania o moralność i etykę dziennikarską oraz problem manipulacji mediami i opinią społeczną. A co najistotniejsze wskazuje drogę, jaką obecnie dziennikarstwo podąża oraz drogę, jaką podążać powinno, choć tego nie robi.

Co do innych aspektów. Zdecydowanie najmocniejszym punktem filmu jest cała intryga, jaka rozgrywa się na naszych oczach. Od pierwszych scen czujemy, że zanurzamy się w tym wszystkim, co widzimy na ekranie. To niezwykła gra, w której na stole ciągle pojawiają się nowe karty. Dreszczyk emocji, napięcie, wstrzymany oddech. Nikt nie wie, jaka karta zostanie wyciągnięta tym razem. Niezwykły taniec wątków, politycznych zawiłości, dziennikarskiego idealizmu, rozczarowań, utraconych przyjaźni i poczucia misji. A gdzieś wśród tego wszystkiego uwikłany widz, który sam musi poradzić sobie z tym koktajlem przeżyć.

Jednak nie mogę nie zauważyć, jak istotną rolę w filmie odegrali aktorzy. Russell Crowe, Rachel McAdams, Ben Affleck czy Helen Mirren — doskonale wcielili się w swoje postaci, ich wyśmienita gra sprawiła, że film zyskał na wyrazistości. A dialogi między Calem McAffreyem a jego wydawczynią Cameron Lynne (Helen Mirren) są po prostu świetne.

„State of Play” warto docenić także za scenariusz. Choć film jest remakiem serialu to dostosowanie go do realiów amerykańskich i utrzymanie przy tym całej złożonej fabuły było nie lada wyczynem. Narracja prowadzona przez liczne i zawiłe zwroty akcji, błyskotliwe dialogi to zdecydowanie niebagatelny plus produkcji.

I dlatego, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że „State of Play” Kevina Macdonalda to po prostu dobry film. Na który warto poświęcić chwilę wolnego czasu. Aktualność jego problematyki, atmosfera tajemniczości, dynamiczne tempo, scenariusz i scenografia, imponująca gra aktorska — przemawiają do mnie. Co więcej, jestem przekonana, że przemówią również do innych wielbicieli tego typu thrillerów.

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe