Spodziewać się można było, że gospodarze stawią silny opór pretendentowi do tytułu mistrza Polski – zajmują pozycję w górnej części tabeli i w poprzedniej kolejce udało im się zwyciężyć z innym kandydatem do wygrania rozgrywek, Pogonią Szczecin. Kolejorz do meczu przystępował ze świadomością, że zarówno Raków Częstochowa, jak i Pogoń wygrały swoje mecze, co sprawiło, że był pod dużą presją. A presja w przypadku podopiecznych Macieja Skroży często jest elementem, który decyduje o ostatecznym wyniku meczu.
Problemy, które da się rozwiązać.
Kolejorz wciąż zmaga się z problemem, jakim jest absencja kluczowych piłkarzy. Oprócz kontuzjowanego Bartosza Salamona, nieobecny był również Mikael Ishak, który w meczu z Legią zobaczył czwartą żółtą kartkę. Ich miejsce w podstawowym składzie zastąpili odpowiednio Ľubomír Šatka oraz Dawid Kownacki. Kolejorz, zgodnie z tym czego oczekiwali kibice, zdecydowanie ruszył do ataku i kontrolował przebieg spotkania. Mimo dominacji i mnogości okazji na strzelenie gola, piłkę w siatce zobaczyliśmy dopiero na kilka chwili przed końcem pierwszej połowy za sprawą dwójkowej akcji Michała Skórasia i Dawida Kownackiego. Dla młodego wciąż napastnika był to czwarty ligowy gol po powrocie z obczyzny.
Nerwy, nerwy i jeszcze raz nerwy.
W przerwie meczu dało się odczuć mieszane uczucia wśród sympatyków Poznańskiej drużyny. Mimo, że Lech wygrywał, to atmosfera wciąż była napięta. Kibice bardzo dobrze wiedzą, że tak nikłą przewagę bardzo łatwo roztrwonić, a zespół, który w meczu nie pokazuje nic specjalnego, może się przebudzić w każdej chwili. Takie obrazki w wykonaniu Lecha Poznań już oglądaliśmy choćby w meczu wyjazdowym przeciwko Jagiellonii Białystok. Mimo, że Lech w nim dominował, to finalnie mecz przegrał. Obawy formowane przez kibiców Kolejorza były zatem jak najbardziej uzasadnione.
Druga połowa meczu.
Próbę odwrócenia niekorzystnego wyniku podjął sztab gości przeprowadzając w przerwie meczu zmiany. Nie przyniosły one jednak oczekiwanych rezultatów. Lech wciąż przeważał i stwarzał sobie coraz to nowsze sytuacje, z których żadna nie została jednak zamieniona na bramkę. Pierwszych korekt w składzie po stronie gości doczekaliśmy się dopiero na kwadrans przed końcem meczu. Po upływie sześciu doliczonych minut sędzia Paweł Raczkowski zakończył zwycięskie dla Kolejorza spotkanie.
Podsumowanie
Krew pot i łzy towarzyszyły nie tylko zawodnikom, ale i kibicom Lecha Poznań. Kolejorz dominował w każdej możliwej statystyce, ale nie potrafił tego udokumentować w postaci strzelanych goli. Skromny wynik 1-0 na pewno nie odzwierciedla realiów meczu na stadionie w Płocku. Koniec końców dla wszystkich związanych z Poznańskim Lechem najważniejsze są kolejne trzy punkty i walka do ostatniej kolejki o upragnione trofeum.