Według wielu obserwatorów polskiej piłki, wyścig o tytuł mistrzowski rozegra się między podopiecznymi Macieja Skorży i Marka Papszuna. Aby tego dokonać, zespołowi z Częstochowy wystarczy komplet punktów, a Lech musi nie dość, że wygrać wszystkie mecze, to jeszcze liczyć na potknięcia piłkarzy ze Śląska. Przepełniony presją i dużymi nadziejami Lech Poznań podejmował w niedzielne popołudnie drużynę Stali Mielec, która w tym sezonie, a zwłaszcza w jego drugiej części, spisuje się fatalnie. Kolejorza zatem na papierze czeka łatwy mecz, ale parafrazując słynne już powiedzenie rodem z MMA, boisko zweryfikuje.
Kibice szeroko otworzyli oczy w pierwszych minutach meczu
Od pierwszych sekund meczu widać było, że w ekipie Kolejorza coś nie gra. Podopieczni Adama Majewskiego wysoko zaatakowali Lecha, co po niespełna dwóch minutach gry przełożyło się na niespodziewaną bramkę dla Stali, której strzelcem był Dominik Steczyk. W tym momencie z letargu wyszli Lechici – zaczęli oni znacząco dominować tworząc groźne akcje, nie pozwalając przeciwnikom opuścić własnej połowy. Kwestią czasu było aż Kolejorz zdobędzie bramkę dającą wyrównanie. Kibice zebrani tłumnie, w liczbie ponad 26 tysięcy, nie musieli na to długo czekać – dobrą okazję w polu karnym wykorzystał niezawodny João Amaral i umieścił piłkę w siatce. Na tym jednak Lech nie poprzestał i przeprowadzając falowe ataki nękał obrońców gości. W 31 minucie koronkową wymianę piłki zakończył celnym strzałem Mikael Ishak, a Kolejorz mając prowadzenie odetchnął z ulgą. Do przerwy wynik nie uległ już zmianie. Lechici z boiska schodzili z myślą, że po przerwie prowadzenie należy powiększyć, a piłkarze Stali chcieli za wszelką cenę doprowadzić do remisu. Bojowe nastawienie obu ekip zwiastowało zatem ciekawe drugie 45 minut.
Przewidywalna druga połowa
Po przerwie Lech powtórzył manewr gości i lawinowo rzucił się do ataku. Przyniosło to oczekiwane skutki gdyż po jednej z akcji Lecha Poznań, piłkę do własnej bramki skierował Mateusz Żyro. 3-1 to wynik, który satysfakcjonował Kolejorza, ale z pewnością był daleki od wymarzonego dla Stali Mielec. Druga część spotkania przebiegła pod dyktando Poznaniaków, mimo że goście stworzyli sobie kilka szans. Udało im się nawet strzelić gola, ale po weryfikacji VAR okazało się, że jeden z piłkarzy Lecha był faulowany, co skutkowało nieuznaniem bramki. Po końcowym gwizdku sędziego każdy związany z Lechem Poznań odetchnął z ulgą.
Klamra kompozycyjna - podsumowanie
Mecz od początku zaskoczył, niespodziewana bramka Stali zdeterminowała późniejsze losy spotkania. Kolejorz wygrał wysoko, ale niezbyt pewnie. Momenty dekoncentracji, takie jak ten, który mieliśmy okazję oglądać w niedzielnym meczu nie mają prawa się przytrafiać drużynie, stawiającej sobie za cel sięgnięcie po najważniejsze trofeum w polskiej piłce klubowej. Na szczęście dla kibiców Lecha piłkarze nie zawiedli i odrobili z nawiązką błędy popełnione w pierwszych minutach meczu. Ostatnie trzy kolejki będą zatem pełne napięcia i emocji, ponieważ walka o mistrzostwo Polski wciąż się toczy.