Od oficjalnego rozpoczęcia kształcenia zdalnego, w związku z pandemią koronawirusa, minął już prawie cały miesiąc. Czy e-learning się sprawdza? Jak w trakcie kursu polepszać jego jakość? M.in. na te pytania odpowiada dr Krzysztof Duda.
dr Krzysztof Duda
Adiunkt w Zakładzie Kultury Politycznej Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Wyzwania e-learningu
Zajęcia przez Internet trzeba dostosować – niezależnie od tego, czy mówimy o wykładzie, ćwiczeniach czy zwykłej lekcji w szkole. Nie można ich prowadzić dokładnie w taki sposób, jak robiło się to dotychczas, trzeba zrozumieć pewną ich specyfikę. Z pewnych elementów trzeba zrezygnować, ale dodać można inne – mamy bowiem również nowe możliwości.
O czym należy pamiętać, aby kurs e-learningowy był jak najbardziej efektywny?
Przede wszystkim o specyfice przedmiotu. Forma e-learningowa najlepiej sprawdza się do przekazywania wiedzy teoretycznej, do formy podającej, jaką jest wykład albo przy ćwiczeniach, ale raczej w naukach humanistycznych i społecznych.
E-learning nie może być wykorzystywany w wielu dziedzinach nauki. Studenci nie mogą tu przeprowadzić na przykład eksperymentu fizycznego czy chemicznego; trudne (choć nie niemożliwe) jest realizowanie przedmiotów medycznych, muzycznych czy plastycznych.
Nie można powiedzieć, że danego przedmiotu w ogóle nie da się przygotować w sposób zdalny – trzeba jedynie go odpowiednio dostosować. Inaczej jednak należy organizować wykłady czy choćby ćwiczenia.
Podam przykład – prowadzę wykład z jednego przedmiotu w aplikacji Teams. Uczestniczy w nim zawsze ponad 100 osób. W trakcie spotkania “na żywo” możliwa jest, mniejsza lub większa, ale interakcja. Widać, czy wszyscy wszystko rozumieją. Podczas wykładu internetowego niestety nie da się tego stwierdzić. Problemem jest również prowadzenie ewentualnej dyskusji – przede wszystkim naturalnym jest opór słuchaczy przed zabraniem głosu przez mikrofon, a jeśli już, to bywają problemy natury technicznej i organizacyjnej z udziałem większej ilości osób dyskutujących jednocześnie. Trzeba wprowadzać inne zasady – zgłaszania się i przydzielania głosu.
Ogólnie – nie można popadać w skrajność. Ja najczęściej dotychczas stosowałem b-learning, czyli hybrydową formę prowadzenia zajęć, początkowo w przypadku jednego przedmiotu. Później jednak przygotowałem ofertę również na drugi i trzeci prowadzony przeze mnie przedmiot. Było to trochę w innej formie, znalazł się tam również inny charakter materiałów, ale generalnie – moim zdaniem – znalazłem złoty środek. Przyjąłem, że prowadzę zajęcia z podziałem na tematy. Umieszczam tam materiały, z którymi każdy może zapoznać się o dogodnej porze.
Z mojej praktyki bardziej biznesowej mogę powiedzieć, że generalnie interaktywność spotkań kończy się na 7-8 osobach, ale mowa tu o osobach, które odbywają je często i znają się ze swojej organizacji. W przypadku wykładu czy ćwiczeń – zwłaszcza w sytuacji, z którą do czynienia mamy teraz, czyli rozpoczęcia e-learningu praktycznie od początku semestru – nie możemy mówić o dobrej znajomości ze studentami, nie ma wypracowanych stabilnych relacji, a to wpływa na efektywność.
Część, zwłaszcza starszej kadry, nie wyobraża sobie realizacji swoich zajęć przez Internet.
Tak jest teraz z e-learningiem lub – szerzej mówiąc – z Internetem. Zrozumieć należy, że starsze osoby w okresie swojej młodości nawet nie wyobrażały sobie tego, że kiedyś listy będziemy wysyłać elektronicznie, a jak będziemy chcieli, to w kilka minut zorganizujemy wideokonferencję dla osób z całego świata.
Często zapomina się, że wiele osób nie spodziewało się wprowadzenia tej formy kształcenia. Starsi wykładowcy są często nieprzygotowani do prowadzenia zajęć w tej formie. Czasami nie znają narzędzi, ale dodatkowo jest to dla nich po prostu bardzo niekomfortowe, więc należy to uszanować i starać się zrozumieć.
Pamiętajmy o tym, że młodsze osoby też kiedyś będą starsze i dla nich nowościami, niezrozumiałymi rzeczami, będą wynalazki, które powstaną za kilkadziesiąt lat. Być może za kilka lat wszystkie sprzęty w domu będą w Internecie, a smart home będzie powszechnie stosowany? Może będzie jakaś technologia, której teraz jeszcze nie potrafimy sobie wyobrazić, a za 50 lat będzie codziennością? Ja wtedy też będę już starszą osobą. I ktoś, dla kogoś będzie to prozaiczne, jak obecnie sprawdzenie poczty czy Instagrama, będzie mógł powiedzieć – no jak to, przecież to takie proste, dlaczego każdy z tego nie korzysta… A może ja też nie będę sobie z tym dawał rady, a przynajmniej nie tak biegle? Wszyscy patrzymy ze swojej perspektywy, a należy się wczuć w sytuację innych.
Młodsza kadra szybciej zaadaptowała się do zaistniałej sytuacji – mają większe pojęcie o funkcjonowaniu Internetu, mają trochę inne relacje ze studentami. Już wcześniej kontaktowali się z nimi np. z użyciem mediów społecznościowych. Ja też tak robię w ramach seminarium licencjackiego. Trzeba traktować to jako formę, środek do porozumiewania się – nie powinno zatem stanowić różnicy, czy wyślę jakiś komunikat z użyciem maila, czy umieścimy coś na facebookowej grupie. Nie można jednak przesadzać – z różnych względów odradzam przekroczenie pewnej bariery.
Czy e-learning się sprawdza? Będzie powszechniej stosowany?
Generalnie sprawdza się, chociaż bardziej wspomniany b-learning. Często potrzebny jest jednak bezpośredni kontakt ze studentami. Jeszcze raz powtórzę: ważne, by zastosować odpowiednie proporcje. Pamiętać należy też o studentach (czy uczniach), którzy nie mają odpowiednich możliwości technicznych. Może się zdarzyć, że w niektórych domach jeden komputer przypada np. na rodzeństwo, zaś Internet nie jest dostarczany światłowodem, a dostępny jedynie w telefonie. Wraz z upowszechnianiem tej formy kształcenia nie można zapominać o możliwym wykluczeniu tym spowodowanym.
Zajęcia przez Internet trzeba dostosować – niezależnie od tego, czy mówimy o wykładzie, ćwiczeniach czy zwykłej lekcji w szkole. Nie można ich prowadzić dokładnie w taki sposób, jak robiło się to dotychczas, trzeba zrozumieć pewną ich specyfikę. Z pewnych elementów trzeba zrezygnować, ale dodać można inne – mamy bowiem również nowe możliwości.
Z czego jeszcze może wynikać to, że niektórzy wykładowcy nie zdecydowali się prowadzić zajęć zdalnie?
Należy też pamiętać, że niektórzy nigdy nie występowali przed kamerą, wstydzą się swojego wyglądu, swojego głosu. Nie wiedzą, jak się zachowywać w tej nowej rzeczywistości. Czasami może się coś nie włączyć, nie zadziałać prawidłowo. Doskonale obrazuje to program “Szkoła z TVP”. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że tutaj całkowita wina nie leży po stronie nauczycieli tam występujących (nie mówię tu o oczywistych błędach merytorycznych). Nauczycielom brakuje wsparcia.
Władze placówek czy uczelni wymagają, ale często nie doradzają, nie informują, jak ustawić kamerę, gdzie siedzieć, by mieć dobre światło, w jaki sposób mówić. Dlatego na koniec chciałbym zaapelować – miejmy dla siebie więcej zrozumienia i mniej krytykujmy się.
Jak zainteresować studentów i uczniów podczas zajęć zdalnych?
Jeśli chodzi o e-learning, to w przypadku wykładów zachęcam prowadzących – mimo wszystko – do pokazywania swojej twarzy. I przeplatania tego z prezentacją. W badaniach bowiem udowodniono, że prezentacje z twarzą prowadzącego są o wiele bardziej efektywne, niż narracyjne pokazy slajdów. Sprawdzajmy również, jak nasze prezentacje wyglądają na smartfonach. Wielu studentów oglądać i słuchać będzie wykładów właśnie na urządzeniach mobilnych.
Gdy zachęcamy do obejrzenia jakiegoś dłuższego filmu, to wskażmy, o jaki fragment chodzi, natomiast teksty do przeczytania dzielmy na mniejsze fragmenty i takie umieszczajmy w wybranych przez nas platformach. I dopiero wtedy przechodźmy do dyskusji. Zdolności naszej percepcji są ograniczone i dlatego powinniśmy je maksymalnie wykorzystywać. Zachęcam też do wykorzystywania quizów/zadań online. Mamy możliwość ich stworzenia zarówno w naszym intranecie (aplikacja Forms), jak i w Moodle.
Zdjęcia: Sandra Wawrzyniak, Dominika Antczak, Weronika Zwierzchowska