Przez wielu uznany za zawodnika, który zrobił największy postęp w ostatnim sezonie Polskiej Ligi Koszykówki. Niektórzy widzą go nawet w najlepszej piątce Polaków. Głosy te pojawiają się nie bez przyczyny. Średnia 12,3 punktu (46,2% z gry, 37.9% za 3), 7,3 zbiórki i 3,6 asysty i ponad 28 minut na boisku robi wrażenie, szczególnie patrząc na poprzednie sezony. Nie ma więc co się dziwić, że dla kibiców, jak i ekspertów był on jednym z największych zaskoczeń zakończonych niedawno (przerwanych w trakcie sezonu zasadniczego, lecz z ogłoszonymi ostatecznymi wynikami) rozgrywek. O tym, ale też o przeszłości i o tym, co czeka w przyszłości mówi dla Flesza Mateusz Zębski.
Mateusz Kmiecik: Czy odczuwa Pan dużą sympatię kibiców skierowaną w Pana stronę, nie tylko w Ostrowie i Bydgoszczy?
Mateusz Zębski: Tak, zazwyczaj mam dobre kontakty z kibicami. Myślę, że po części jest to spowodowane tym, że ważniejsze od indywidualnych osiągnięć jest dla mnie dobro zespołu, poświęcenie się dla drużyny, kibicie to doceniają.
MK: Jak oceniłby Pan ostatni sezon w Pana wykonaniu, ale też całej drużyny?
MZ: Drużynowo spisaliśmy się dobrze, a mogło być dużo lepiej, bo w momencie, kiedy byliśmy w największym gazie, sezon został zawieszony. Jeśli chodzi o mnie, to teraz wiem, że dużo rzeczy mogłem zrobić inaczej, lepiej, ale generalnie nie było źle. Dostałem dużo minut i z tego się bardzo cieszę.
MK: Faktycznie nie było możliwości dokończenia sezonu w Pana opinii?
MZ: Uważam, że decyzja o zakończeniu sezonu była jak najbardziej słuszna. Sport w tamtej chwili nie był najważniejszy.
MK: Czy decyzja o zachowaniu miejsc w tabeli rozgrywek według punktacji uzyskanej w meczach rozegranych do dnia 12 marca 2020 r. i przyznaniu na tej podstawie medali była najlepszą z możliwych?
MZ: Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo są drużyny, które zostały skrzywdzone ze względu na to, jak władze ligi postanowiły zakończyć sezon. Niemniej jednak znaleźliśmy się w sytuacji wyjątkowej i takie zostały podjęte decyzje.
„Pokazałem, że warto było stawiać na mnie”
MK: Czy czuł się Pan trochę niedoceniany w Ostrowie? Szczególnie w sezonie 16/17?
MZ: Oczywiście, że tak. Zresztą nie tylko w sezonie 16/17, bo wcześniej, nawet w rozgrywkach pierwszej, czy drugiej ligi również nie otrzymywałem zbyt wielu szans na pokazanie swoich możliwości.
MK: Może ma Pan jakieś pretensje z tego powodu do trenera lub klubu?
MZ: Uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Te ciągłe niedocenianie w jakimś stopniu na pewno ukształtowało mój charakter. Ja w ostatnich trzech sezonach pokazałem wszystkim, że warto było stawiać na mnie, co nie zawsze miało miejsce w Ostrowie.
MK: Ile dało Panu zejście ligę niżej na sezon? Czy był to przełomowy moment w karierze?
MZ: Przełomowy to może zbyt duże określenie, ale na pewno bardzo ważny i potrzebny. Ja wtedy musiałem po prostu grać i spędzać jak najwięcej minut na parkiecie. Teraz z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że ten sezon spędzony w Kutnie to była świetna decyzja z mojej strony.
MK: Ostatnie 2 sezony, a szczególnie ten ostatni był świetny w Pana wykonaniu. Wpływ na to miała zwyżka forma, czy może po prostu więcej minut na parkiecie i szansa na pokazanie swoich umiejętności?
MZ: Na to składa się wiele czynników, między innymi rola w drużynie, znalezienie wspólnego języka z trenerami oraz styl gry, jaki preferowaliśmy, ale najważniejsze to minuty i zaufanie od trenerów, jakie otrzymałem.
MK: Czuje Pan o wiele większe zainteresowanie swoją osobą? Nie tylko kibiców, ale również innych klubów?
MZ: Na pewno zainteresowanie jest większe, bo jeszcze dwa lata temu grałem w 1. lidze i nikt w ekstraklasie o mnie nie słyszał. Dziś sytuacja jest trochę inna, wiec myślę, że logiczne jest zwiększone zainteresowanie.
„Chciałbym zagrać przed ostrowską publicznością”
MK: Chciałby Pan jeszcze kiedyś wrócić do Ostrowa, ale tym razem z większą rolą na boisku?
MZ: Na pewno kiedyś chciałbym zagrać przed ostrowską publicznością. Ja się praktycznie przed nią wychowałem, znam wielu ludzi związanych z koszykówką w Ostrowie, ale co przyszłość przyniesie… zobaczymy.
MK: Właśnie, przyszłość. Jakie plany ma pan z nią związane? Kolejny sezon w Bydgoszczy, czy może próba przejścia do jakiegoś klubu ze ścisłej czołówki ligowej?
MZ: Na ten moment jeszcze nic nie wiadomo.
MK: Co uznałby Pan za swój największy sukces w karierze? Jakie cele stawia sobie Pan jeszcze przed sobą?
MZ: Kariera to za duże słowo. Mam nadzieję, że w swojej przygodzie z koszykówką te prawdziwe sukcesy dopiero nadejdą. Oczywiście był awans do ekstraklasy i brązowy medal z drużyną z Ostrowa, ale moja rola wtedy była praktycznie zerowa, więc ciężko uznawać to za mój indywidualny sukces. Natomiast jestem zadowolony z pracy, jaką wykonałem na przestrzeni ostatnich trzech lat i utwierdzeniu się w przekonaniu, że ciężką pracą, odpowiednim podejściem i nastawieniem można realizować swoje cele i marzenia.
MK: Co robi Pan poza treningami i grą na parkietach ligowych? Co daje Panu najwięcej radości, oprócz samej koszykówki?
MZ: Mam w domu dość dużo sprzętu do ćwiczeń, wiec mogę trenować. Tak, jak w trakcie sezonu, tak i teraz często gotuję. Znów można spacerować po lasach, czy parkach, więc z tej możliwości często korzystamy. Od zawsze najwięcej radości sprawiały mi te najprostsze rzeczy w życiu, więc teraz nie potrzebuje cudów techniki, aby przeżyć każdy kolejny dzień. Cieszę się, że ja i cała moja rodzina jesteśmy zdrowi i że możemy rozmawiać ze sobą codziennie, to wystarcza mi, żeby być szczęśliwym w życiu. Najważniejsze jednak dla mnie jest to, że jest przy mnie moja narzeczona i dzięki temu cała ta sytuacja, w jakiej się znajdujemy, w żadnym stopniu mnie nie przytłacza. Nawet w trudnych chwilach staramy się być pozytywnie nastawieni, bo to bardzo ważna kwestia.
MK: Jako że oboje spędziliśmy większość swojego życia w Ostrowie, to jakie są Pana 3 ulubione miejsca w samym mieście lub okolicy?
MZ: Na pewno Piaski, w okresie letnim basen przy Olimpijskiej i oczywiście przepiękny Ostrowski rynek.