Sesja online – przyszłość uczelni wyższych?

Pandemia COVID-19, która od grudnia 2019 stopniowo rozprzestrzeniała się od Azji na Europę i pozostałe kontynenty, wymusiła na społeczeństwie wiele zmian. Początkowe ograniczenia wprowadzano w państwach, które przypadków zachorowań miały najwięcej, a później również w pozostałych z obawy przed rozprzestrzeniającą się chorobą. Restrykcje dotknęły wszystkich, a w szczególności miejsc, gdzie na co dzień spotyka się wiele osób np. szkoły czy uniwersytety. Największe zmiany w życiu akademickim przeszła sesja.

Jak to się zaczęło?

Na początku marca 2020 rząd wydał zalecenia, aby zajęcia nie odbywały się w szkołach i przedszkolach. Podobnie do dyrektorów szkół rektorzy poszczególnych uczelni zdecydowali się na  zawieszające możliwość prowadzenia zajęć w wydziałowych budynkach. Studentów informowano o przerwie, która nie będzie trwać do końca semestru. Optymistycznie zakładano, że wcześnie podjęte kroki mające na celu ochronę zdrowia Polaków doprowadzą do sprawnego opanowania sytuacji, co umożliwi powrót do normalności. Chociaż już wtedy pojawiały się pytania: „Jak będzie wyglądać sesja?”.

Jak w tej sytuacji zachował się UAM?

10 marca 2020 studenci zostali poinformowani o odwołaniu zajęć, które odbywają się na uczelni. Ze względu na kwestie bezpieczeństwa uczących się odesłano do domów bądź akademików i poproszono o oczekiwanie na dalsze wskazania co do następnych dni i sposobu prowadzenia zajęć. Po dwóch tygodniach rozpoczęto wykłady online. Za pomocą platformy Zoom, YouTube, Moodle czy pakietu MS (szczególnie MS Temas) wykładowcy dalej prezentowali zaplanowany materiał spotykając się ze studentami na wykładach w czasie rzeczywistym, przygotowując prezentacje czy dodatkowe materiały. Niekiedy zajęcia nie odbywały się planowo, ale ze względu na zmianę sposobu prowadzenia wykładowcy decydowali się na intensyfikacje prowadzonych zajęć co powodowało, że materiał wykładu czy ćwiczeń rozpisany na cały semestr odbywał się w zdecydowanie krótszym czasie. Dodatkowo, nie wszystkie spotkania „live” prowadzono w godzinach przewidzianych w planie. 24 maja 2020 zapadła decyzja, że najtrudniejszy na uczelni czas – sesję również spędzimy w domu. Przysporzyło to wszystkim wiele pytań, niepokojów i sytuacji trudnych do rozwiązania.

Sesja - co teraz?

Zalecenie do przeprowadzenia egzaminów na odległość częściowo uspokoiło studentów. Wiedzieli już, że nie czeka ich podróż na uczelnie albo do innego miasta, w którym znajduje się budynek uczelni, ale swoją nowo nabytą wiedzą będą dzielili się za pośrednictwem Internetu.. Jeśli formą zaliczenia było napisanie eseju czy przygotowanie prezentacji zaliczenie nie różniło się znacząco w przypadku zajęć „na odległość”.

Jednak nie każdy przedmiot może być zakończony napisaniem pracy. Część zajęć studenci zdawali odpowiadając na pytania testowe czy opisowe korzystając z takich narzędzi jak Google Forms, MS Temas, MS Forms, Moodle, czy egzamin ustny w formie rozmowy live z wykładowcą. Czy była to forma dogodna? Odpowiedzi są różne. Szybkość podawanych wyników czy sama formuła egzaminu, która skraca 1,5 h siedzenie w dusznej sali do 10 minut przed ekranem komputera czy smartfonu wskazuje się na plus. Jednak zdający podkreślają słabość tego systemu, zarówno jeśli chodzi o nauczanie jak i o metody zdawania.

Co poszło nie tak?

W przeprowadzonej przez redakcję „Flesza” ankiecie poprosiliśmy o zwięzłą odpowiedź na kilka podstawowych kwestii. Oto cześć wyników przeprowadzonej ankiety: 

W ankiecie wzięło udział 212 ankietowanych w tym 72,6% studentek i 27,4% studentów od I roku studiów licencjackich do II roku studiów magisterskich. 96% odpowiadających to osoby na studiach dziennych.

Jeśli chodzi o samą preferencje studentów do sposobu zdawania egzaminów opinie są podzielone:

Przytłaczająca większość (85,4% badanych) jest zdania, że materiał, którym muszą zaliczyć w formie tradycyjnej zapamiętują lepiej. Może to wynikać z kilku kwestii, ale nie bez znaczenie pozostaje fakt, że dla większości wykładowców i studentów sesja letnia 2020, była jedyna w swoim rodzaju, a co ważniejsze pierwsza tego typu. Studenci musieli nauczyć się przystępować do egzaminów siedząc wygodnie przy biurku w swoim pokoju, przy stole w salonie czy po turecku na łóżku. Zmiana warunków zdawania zdecydowanie wpłynęła na to, jak zdający podchodzili do pisanych zaliczeń.

Niezwykle ciekawe wydają się wskazane plusy egzaminów zdalnych. Podobno odświętny strój nie tylko zwiększa powagę i prestiż, ale też pozwala się skupić. I to właśnie ten akademicki „zwyczaj” studenci najczęściej łamią. Jako ogromną zaletę wskazywano również na możliwość swobodnego wybrania miejsca zdawania. Co ciekawe, 56,6 % ankietowanych cieszyła opcja jedzenia podczas egzaminu. Jak powszechnie widomo mózg do prawidłowej pracy potrzebuje cukru – może to wskazówka, żeby gdy trwa sesja studentów karmić krówkami?

Przechodzą do minusów na prowadzenie wychodzi brak możliwości żywego kontaktu z wykładowcą. Ludzie są istotami społecznymi, nic więc dziwnego, że możliwości kontaktu face-to-face jest tak ważna. Nawet rozmowa „na żywo” przez kamerę nie jest tym samym co dyskusja na zajęciach czy możliwość konsultacji.

Oczywiste wydaje się także to, że mimo wysokiego poziomu rozwoju technologii czasem zdarzają się usterki, które mogą nie tylko niekorzystnie wpłynąć na samo zdawanie, ale też dodatkowo obciążać psychicznie wywołując stres. Czym innym jest wypisany długopis czy złamany ołówek na egzaminie w wydziałowej sali, a czym innym brak Internetu, aktualizacja systemu czy inne powszechne problemy ze sprzętem. Poczucie bezradności ogarnia bardzo szybko, negatywnie wpływając na samopoczucie i późniejsze działania.

Na sam koniec zostaje CZAS. Sprawa drażliwa nawet w dobrze znanych nam warunkach. Ile razy słyszeliśmy „gdybym miał więcej czasu…” Pod tym względem egzaminy online są nieubłagane. System zamyka się i nie daje możliwości powrotu do odpowiedzi. Kilkanaście czy kilkadziesiąt sekund to standard w jakim studenci musieli odpowiadać na pytania. 30 pytań – 15 minut. Dla niektórych będzie to niesprawiedliwe, inni stwierdzą, że dobrze przygotowany zdający właśnie tyle potrzebuje na odpowiedź. Nie ulega wątpliwości, narzekać można na wszystko. Krótki czas na odpowiedź stresował, równocześnie zdając poczucie spełnionego obowiązku sprawiedliwego egzaminowania bez ściągania egzaminatorom.

Sesja online – przepis na przyszłość?

Sesja online na tak dużą skalę była czymś nowym dla wszystkich. Umiejętności zdobyte podczas tego semestru będą dobrą lekcją jakich błędów unikać i jakie doświadczenia wykorzystać we wrześniu.  

Na sam koniec zostawiamy Was z kilkoma opiniami przesłanymi od tegorocznych zdających:

  • „Zdecydowanie przysporzyłaby mi mniej stresu niż sesja zimowa 2020”
  • „Często nawet minuta na pytanie to za mało.”
  • „Czas przeznaczony na odpowiedź w niektórych egzaminach testowych w stosunku do sposobu w jaki pytania i odpowiedzi były ułożone – zdecydowanie za krótki, czasem bardzo trudno w tak dużym stresie i obawę o problemy techniczne tak szybko zaznaczyć prawidłową odpowiedź.”
  • „Mam nadzieję, że to pierwsza i ostatnia sesja zdalna :(„
  • „Sesja, pomijając pojedynczych prowadzących nie jest wyjątkowo zła, jednak wcześniejsza zdalna nauka skutkowała zdobyciem mniejszej wiedzy.”
  • „Plusem jest komfort przebywania w wygodnym stroju w dowolnej pozycji, a minusem jest brak profesjonalnego przygotowania się do sesji zdalnej przez wykładowców oraz wrażenie opanowania mniejszej ilości materiału, który zostanie w głowie na dłużej.”
  • „Nigdy więcej”
  • „Oby była ostatni raz”
  • „Akurat mój kierunek był dobrze przygotowany, ale czuję, że nauczyłam się zdecydowanie mniej i brakowało mi kontaktu z językiem (studia filologiczne) – miałam codziennie kilkugodzinny kontakt z językiem, a teraz jedynie pojedyncze zajęcia online, na których głównie się słuchało, a jedynie 3h w tyg. mówienia (tak jest normalnie w planie, ale chodzi mi, że jak normalnie mam zajęcia inne niż Mówienie, to też rozmawiam w języku obcym). Zajęcia typu pisanie to akurat nawet lepiej online. Jeżeli chodzi o bardziej teoretyczne przedmioty, to zazwyczaj nie mogłam się skupić na lekcji i nic z niej nie wynosiłam. Podczas egzaminów zamiast skupiać się na teście to skupiałam się na tym, ile czasu mi zostało. Było to też uciążliwe dla domowników, bo musiałam prosić o ciszę czy po prostu o to, aby ktoś wrócił później do domu. Są to bardziej „personalne” problemy, bo jak na początku napisałam – większość wykładowców stanęła na wysokości zadania i sama specyfika studiów pozwoliła na sprawne przeprowadzenie zajęć online. Co do samych egzaminów, to w sumie przez to, że mało się nauczyłam – np. Przedmiot dotyczący słownictwa czy właśnie bardziej teoretyczny – to jakość moich prac zdecydowanie się obniżyła i nie ukrywam, że ściągałam, gdzie wcześniej przez 2,5 roku studiów nigdy mi się to nie zdążyło. Z kolei poziom moich ustnych wypowiedzi także się obniżył – ocena nadal była bardzo dobra, ale już na granicy 4.5, a dodatkowo sama czułam, że mam trudności z płynnością, gdzie wcześniej mi się to nie zdarzało.”
  • „To była pomyłka na uczelniach wyższych. Prowadzący z góry zakładali, że wszyscy studenci będą ściągać, więc celowo skracali czas, przez co nie można było się zastanowić nad pytaniem, a niektóre mogły być bardziej rozbudowane. Obdzieranie nas z prywatnego życia, poprzez pokazywanie warunków, w jakich mieszkamy, ponieważ niektórzy potrzebowali udowodnienia, że nikt nam nie podpowiada, co jest wręcz komiczne.”

 

Zdjęcia: pexels.com / wykresy pochodzą z ankiety przeprowadzonej przez redakcję

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe