Już na samym wstępie serial intryguje. Kevin Spacey wcielający się w amerykańskiego kongresmena próbuje lawirować miedzy ludźmi, aby zdobyć władzę. Początkowo prezydent-elekt zadeklarował mu stanowisko Sekretarza Stanu. Frank Underwood jednak nie otrzymuje tego stanowiska, co jest początkiem wielkiej gry intryg w serialu. Frank wykorzystuje każde możliwe osoby do przejęcia władzy.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia
Frank decyduje zemścić się na prezydencie i przejąć jego stanowisko. Początkowo jego zamiary idą zgodnie z planem, jednak pojawiają się niespodziewane zwroty akcji. Z każdym kolejnym sezonem wchodzimy w psychikę manipulowania głównego bohatera poprzez jego wypowiedzi en face w stronę widza. Tłumaczy, co zamierza zrobić oraz jaką wpadkę popełni ktoś z jego otoczenia. Dla mnie jest to wielki plus tego serialu. Odbiorca będąc świadkiem rozmów polityków poznaje, że każda przysługa może przeistoczyć się w polityczny sukces.
Pani prezydent(owa)
Ostatni, 6 sezon serialu może okazać się szokiem. Kreowany na wielkiego stratega i manipulatora
Frank Underwood zostaje zabity przez najbliższego współpracownika Douga Stampera . „Usunięcie” postaci jest pokłosiem afery Kevina Spacey, który został oskarżony o molestowanie. „Nowym” głównym bohaterem zostaje… jego żona Clair (Robin Wright). Jest to koniec rządów mężczyzn. Postać Clair w 6 sezonie, może wydawać się zróżnicowana: dla jednych może być żoną Makbeta, dla innych samym Makbetem.
Podsumowując
Serial “House of Cards” zrobił na mnie wielkie wrażenie. Jeżeli miałbym streścić produkcję do trzech słów byłyby to: polityka, manipulacja i intrygi. Muzyka w sposób subtelny podkręca napięcie oraz nadaje charakter relacji między bohaterami. Sceny, w których Frank obejmuje urząd na prezydenta oraz wystąpienie w Kongresie, będę miło wspominał w rozmyślaniach nad amerykańską polityką.