Strzelili wszystkie bramki – przegrali mecz. Lech Poznań wciąż zaskakuje.

Mecze Lech – Legia od zawsze cieszą się ogromną popularnością, nie tylko ze względu na historię obu klubów, ale też nieprzyjazne stosunki kibiców. Jednak takiego meczu jak niedzielny dawno nie było. Do pojedynku stanęły drużyny, które są w tym sezonie w fatalnej formie. Kolejorz przed meczem walczył o utrzymanie matematycznych szans na mistrzostwo,  stołeczny klub – o miejsce dające awans do europejskich pucharów.

Legia Warszawa przyciągnęła tłumy

Od kiedy Lecha Poznań przejął trener Mariusz Rumak zespół prezentuje się poniżej swoich możliwości. Mimo to, mecz przeciwko największemu rywalowi cieszył się ogromnym zainteresowaniem kibiców. Niedzielne spotkanie oglądało ponad 40 tysięcy fanów, a bilety zostały wyprzedane już kilka tygodni przed meczem. Kilka dni po starcie sprzedaży na mecz z Wojskowymi, można było już nabyć wejściówki na ostatni mecz sezonu – przeciwko Koronie Kielce. Zainteresowanie tym wydarzeniem jest jednak kilkukrotnie mniejsze.

Najciekawszy był pierwszy kwadrans

Początek meczu należał do niezwykle emocjonujących, w przeciwieństwie do ostatnich spotkań drużyny Mariusza Rumaka. Niestety dla fanatyków poznańskiego Lecha to bramka Bartosza Mrozka była oblegana przez drużynę przyjezdnych. Już w 6. minucie po strzale Pawła Wszołka Legia wyszła na prowadzenie. Euforia nie trwała długo, Szymon Marciniak po konsultacji z VAR-em anulował bramkę – w trakcie akcji Maciej Rosołek faulował zawodnika gospodarzy. Jednak na kolejne zagrożenie ze strony gości nie trzeba było długo czekać. Kilka chwil później, również po interwencji sędziego Lasyka, który był sędzią VAR w niedzielnym spotkaniu, Szymon Marciniak wskazał na jedenasty metr po faulu Barry’ego Douglasa. Do strzału podszedł Josue, który zdecydował się uderzyć po ziemi w lewą stronę… prosto w ręce Bartosza Mrozka.

Po anulowanej bramce oraz obronionym rzucie karnym kibice Dumy Wielkopolski mogli myśleć o prawdziwym szczęściu ich drużyny. Szybko jednak teza ta została obalona, gdyż w już w kolejnej akcji Wojskowych Miha Blazić skierował piłkę do własnej bramki.

Można by rzec ,,gorzej już być nie może”. Nic z tych rzeczy. Kilka chwil przed przerwą samobójczą bramkę strzelił drugi ze stoperów gospodarzy – Bartosz Salamon. Pierwszą połowę Kolejorz przegrał więc 0:2 po bramkach swoich zawodników.

Druga część gry nie była już tak emocjonująca jak pierwsze 15 minut meczu. Kibice byli zmuszeni oglądać karuzelę błędów, złych podań i nieudanych dośrodkowań. Lech obudził się na ostatni kwadrans, byliśmy wtedy świadkami odważniejszych ataków na bramkę Kacpra Tobiasza oraz prób strzałów, nawet z dystansu, o których fani Kolejorza od dawna marzyli. W 83. minucie pięknym golem popisał się Joel Pereira. Fanów Lecha mógł ucieszyć fakt, że – w przeciwieństwie do kolegów z linii obrony – wiedział, do której bramki strzelić.

Lech Poznań kolejny raz pokazuje, że nie potrafi odnaleźć się na boisku. Jeszcze rok temu Kolejorz walczył w ćwierćfinale Ligi Konferencji, a oglądanie meczów nie wypalało kibicom oczu. Dziś jest to zupełnie inna drużyna, która nie pali się do zagrożenia bramki rywala, nie potrafi wykonać dziesięciu dokładnych podań z rzędu, ani dobrze wrzucić ze stałego fragmentu gry. Zespół, który jeszcze niedawno walczył z każdym o zwycięstwo, dziś jest lany przez beniaminków.

Wstyd, race, wyzwiska

Kibice Kolejorza nie kryli swojego niezadowolenia z tego jak prezentuje się ich drużyna w końcówce sezonu. Przy wyjściu zawodników na murawę utworzono wielką kartoniadę prezentującą napis ,,WSTYD”. Trudno o lepsze podsumowanie boiskowych poczynań piłkarzy ich ukochanego klubu.

Doping wspierający zawodników można było usłyszeć w pierwszych 45. minutach, kiedy jeszcze mogło by się wydawać, że w meczu da się coś ugrać. W drugiej części spotkania mogliśmy słyszeć „pozdrowienia” dla zarządu Lecha oraz wulgarne prośby by zawodnicy zeszli z boiska. W 75. minucie spotkania fanatycy z poznańskiego Kotła dali upust swym emocjom i rzucili kilkanaście rac na boisko. W tle pojawiły się wspomnienia z 2018 roku, gdy również w meczu z Legią Warszawa mecz został przedwcześnie zakończony z powodu zamieszek i wtargnięcia kibiców na murawę. W niedzielę arbiter spotkania zachował jednak zimną krew i pozwolił dokończyć mecz.

Po końcowym gwizdku niezadowolenie trybun było ogromne. Piłkarze Lecha nieśmiało chcieli podejść pod Kocioł, jednak nie zostali mile przyjęci. Po gromkich okrzykach, by poszli już do szatni, kibice odwrócili się tyłem do zawodników. Nie była to pierwsza taka sytuacja. Po ostatnim wyjazdowym meczu, gdy Lech Poznań przegrał z Ruchem Chorzów, który już oficjalnie żegna się z Ekstraklasą, fanatycy wspierający zespół również nie chcieli patrzeć na piłkarzy.

Walka o nagrodę pocieszenia

Kolejorz jeszcze niedawno walczył o Mistrzostwo Polski, a teraz będzie musiał postarać się, by w przyszłym sezonie wziąć udział w kwalifikacjach Ligi Konferencji Europy. Po przegranej z Legią, poznaniacy do przedostatniej kolejki Ekstraklasy będą startować z 5. miejsca w tabeli. Wojskowi wskoczyli na najniższy stopień podium, a ich terminarz (mecz z Wartą na wyjeździe oraz Zagłębiem Lubin przy Łazienkowskiej) może ułatwić Stołecznym pozostanie w pierwszej trójce. Lech tak naprawdę musi teraz wygrać wszystkie spotkania, a dobrze wiemy, że nie jest to takie łatwe dla drużyny Mariusza Rumaka. Niestety kibice już nie wierzą w kolejną europejską przygodę przy Bułgarskiej w najbliższym czasie.

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe