Stevens i Merhi: Najbardziej zapomniany duet kierowców F1 ostatnich lat

Niemal każdy kierowca wyścigowy marzy o tym, aby móc rywalizować w Formule 1. Jedni przechodzą do historii, a drudzy niestety przepadają w tłumie. W ostatnich latach wyróżnia się pewien duet, o którym zdaje się, że pamięta już mało kto. Cofnijmy się w czasie do 2015 roku, gdyż to właśnie wtedy ekipę Manor reprezentowali Will Stevens i Roberto Merhi.

Namaszczony przez Hamiltona

William ,,Will” Stevens – o tym nazwisku zrobiło się głośno jeszcze za czasów jazdy Brytyjczyka w kartingu. Brylował w nim do tego stopnia, że w 2008 roku stał się oficjalnym juniorem Hondy. Japończycy przygotowali dla niego kilkuletni plan, którego zwieńczeniem miało być dojście do Formuły 1. Tak się jednak złożyło, że po tamtym sezonie marka z Tokio wycofała się z królowej sportów motorowych, więc projekt ten skończył się, zanim tak naprawę się zaczął.

Niemniej jednak Stevens mógł liczyć na wsparcie od swoich rodaków. W superlatywach wypowiadali się o nim m.in. Martin Brundle i Mark Blundell, a także Lewis Hamilton. Ten ostatni był bardzo ciekawy, jak potoczą się losy jego młodszego kolegi. Brytyjskie media były pewne, że Stevens dołączy do niego i razem w F1 zdziałają wiele. Coraz częściej mówiono o nim ,,drugi Hamilton”.

W cieniu swoich rodaków

Na drugim biegunie był z kolei Roberto Merhi. Hiszpan trafił na okres, w którym wyróżniało się kilku innych kierowców z Półwyspu Iberyjskiego. Mowa tu o chociażby o Jaime Alguersuarim, który mając 19 lat trafił do Formuły 1, co miało miejsce w 2009 roku. Ponadto powoli do głosu dochodził Carlos Sainz Jr. Syn legendy WRC mógł liczyć na sporą pomoc od swojego ojca, który doskonale poruszał się w środowisku motorsportu.

Alguersuariego i Sainza łączył jeszcze jeden wspólny mianownik – obydwaj w bardzo młodym wieku trafili do akademii młodych kierowców Red Bulla. Merhi od początku nie mógł liczyć na taką pomoc i z tego powodu pozostawał w cieniu swoich rodaków.

Po wyjściu z kartingu magia zniknęła

Wracając do Stevensa. Brytyjczyk na tle hucznych zapowiedzi wypadł dosyć blado, ponieważ od 2008 do 2014 roku… ani razu w klasyfikacji generalnej nie stanął na podium! Najbliżej tej sztuki był w sezonach 2010 i 2013. Wtedy rywalizował w seriach Renault – brytyjskiej Formule Renault, a także Formule Renault 3.5. Drugie mistrzostwa były naprawdę ogromną przeprawą. Wielu kierowców do tej pory uważa, że starty w World Series by Renault były najlepszą szkołą przed rywalizacją w F1.

W 51 wyścigach Stevens stanął na najwyższym stopniu podium tylko 2-krotnie, co miało miejsce w jego ostatnim sezonie startów w tej serii, a więc w 2014 roku.

Kręta droga Hiszpana

Roberto Merhi z kolei mógł pochwalić się kilkoma sukcesami. Udany był dla niego rok 2011, w którym został mistrzem Formuły 3 Euro Series, a także FIA Formula 3 International Trophy. 3 lata wcześniej zdołał również wywalczyć tytuł wicemistrza Formuły Renault 2.0. W oficjalnej drabince, która prowadziła do F1, Hiszpan zadebiutował w sezonie 2010, a kibice mogli oglądać go w GP3, czyli aktualnej Formule 3. Na dzień dobry w Walencji zajął w obu wyścigach miejsca na podium, a na koniec sezonu uplasował się na 6. pozycji, chociaż opuścił rywalizację w dwóch rundach.

Sezon 2012 przyniósł zmianę, ponieważ będąc wspierany przez Mercedesa, przesiadł się do rywalizacji w DTM. W niemieckich mistrzostwach spędził 2 lata, lecz nie licząc ostatniego wyścigu w roku 2013, w którym dojechał do mety jako 2., niczego szczególnego nie zwojował. Niespełna 12 miesięcy później cieszył się z tytułu II wicemistrza Formuły Renault 3.5. Przed nim uplasowali się jedynie Carlos Sainz i Pierre Gasly.

Szansa na debiut w F1

Sezon 2014 był pierwszym w tzw. ,,erze hybrydowej”. W stawce znajdowało się wówczas 11 ekip, do których zaliczał się m.in. Caterham. Malezyjski konstruktor powoli umierał, czego skutkiem był fakt, że opuścił on udział w dwóch wyścigach. Zespołowi udało się jednak wziąć udział w ostatniej rundzie sezonu na torze Yas Marina w Abu Zabi, a obok Kamuiego Kobayashiego w akcji ujrzano właśnie Willa Stevensa. Co ciekawe Roberto Merhi był przekonany, że to on pojedzie w tych zawodach, ponieważ jego zdaniem w kontrakcie znajdował się właśnie taki zapis. Tu warto wspomnieć, że Hiszpan w 2014 roku odjechał 3 sesje treningowe w barwach Caterhamu.

Brytyjczyk z kolei z Malezyjczykami związany był nieco wcześniej, bo już od sezonu 2013, lecz w przeciwieństwie do Merhiego nie brał udziału w sesjach treningowych. Finalnie jednak to on pojechał w wyścigu o Grand Prix Abu Zabi i zajął w nim 17. miejsce.

Brytyjsko-hiszpański duet w sezonie 2015

Po sezonie 2014 istniało ogromne prawdopodobieństwo tego, że 2 zespoły przestaną istnieć. Mowa tu o Caterhamie, a także Marussi. I faktycznie stajnia wyścigowa z Malezji zakończyła swój żywot, lecz drugi z zespołów udało się cudem uratować. W dużej mierze była to zasługa Julesa Bianchiego. Francuz sensacyjnie zajął 9. miejsce w GP Monako. Punkty te ocaliły ekipę, która jeszcze w czasie sezonu 2014 popadła w ogromne problemy finansowe. Niestety, w czasie zawodów w Japonii Francuz uległ poważnemu wypadkowi, który w konsekwencji odebrał mu życie.

Ekipa z Banbury po restrukturyzacji zdołała pojawić się na starcie sezonu 2015. Jako kierowców zakontraktowali właśnie Stevensa i Merhiego. Manor opuścił co prawda rundę w Australii, lecz cały zespół był już gotowy do jazdy w Malezji. Finalnie w decydujących sesjach na torze Sepang zaprezentował się tylko Hiszpan, ponieważ w bolidzie Brytyjczyka wykryto awarię, której zespół nie mógł naprawić. Oczywiście bolid z jaskrawo czerwonym malowaniem był totalnym out-siderem, jednak jego kierowcy regularnie dojeżdżali do mety. Był to wielki pozytyw, podobnie jak fakt, że z czasem zaczęli pozyskiwać sponsorów.

W kwalifikacjach lepiej radził sobie Stevens, lecz w klasyfikacji na koniec sezonu wyżej ulokował się Merhi. Hiszpan w GP Wielkiej Brytanii zajął bowiem 12. pozycję.

Pod koniec sezonu Roberto Merhiego zastąpił Alexander Rossi, który był czołową postacią w GP2. Amerykanin, któremu tak mocno kibicował Andrzej Borowczyk, wyrównał wynik Hiszpana w czasie swojego domowego wyścigu. Stąd Stevens na koniec roku okazał się w klasyfikacji generalnej najgorszym kierowcą ekipy Manor. Żaden z nich oczywiście nie zapunktował, choć Rossi miał na to realną szansę w Austin.

Jak potoczyły się ich dalsze losy?

Roberto Merhi przeniósł się do wyścigów długodystansowych, a także zaczął brać udział w wielu przedziwnych seriach. Można było ujrzeć go w akcji m.in. w Formule E, Super GT, S5000 i… Formule 2! Hiszpan na ustach wielu pojawił się zwłaszcza w 2022 roku, gdy w szalonym wyścigu w Austrii zajął 3. miejsce. Miał czego żałować, ponieważ gdyby nie kara za limity toru to… zakończyłby zmagania jako zwycięzca.

Will Stevens z kolei nieprzerwanie od sezonu 2016 prezentuje się w wyścigach długodystansowych, gdzie wraz ze swoimi załogami odnosi sukcesy. Na koncie ma m.in. mistrzostwo LMP2 w WEC, a także wygraną w Le Mans 24h właśnie w tej kategorii.

Alexander Rossi skupił się w głównej mierze na rywalizacji w IndyCar. W 2016 roku stał się pierwszym debiutantem od czasu Helio Castronevesa, który wygrał legendarny wyścig Indy500. Amerykanin oszczędzał paliwo i ku zdumieniu wielu przekroczył ceglaną linię mety jako zwycięzca. Nikt nie chciał wierzyć w jego triumf w czasie rywalizacji, lecz pokazał, że sprytem i strategią da się zajść daleko. Jedynie słynny dziennikarz Paul Page miał na uwadze to, co planuje wykonać Rossi i cała ekipa Andretti Autosport.

Dlaczego to najbardziej zapomniany duet ostatnich lat?

Stevens i Merhi podczas swojej przygody w Formule 1 nie mieli żadnej szansy, żeby pokazać się z dobrej strony. Obaj dostali do swojej dyspozycji bolid, który w Hiszpanii potrafił być wolniejszy od… pojazdów GP2.

Dość powiedzieć, że Merhi w 2015 roku podbił internet, ale nie wyczynami w F1 tylko wykatapultowaniem w powietrze Nicholasa Latifiego podczas wyścigu Formuły Renault 3.5 w Austrii. Hiszpan po przekroczeniu linii mety niebezpiecznie zwolnił i w jego tył wpadł rozpędzony Kanadyjczyk. Stevens z kolei miał scysję z Romainem Grosjeanem, gdy ten doprowadził do kolizji na wjeździe do alei serwisowej. Ponadto na konferencjach prasowych mało kto chciał zadawać mu jakiekolwiek pytania.

W ten sposób Roberto Merhi i Will Stevens przepadli w świadomości fanów F1. Pomimo tego panowie spełnili swój sen o jeździe w królowej sportów motorowych i mogą być z tego powodu dumni.

Czytaj też: https://flesz.amu.edu.pl/aktualnosci/franco-colapinto-niesamowita-historia-potencjalnej-gwiazdy-f1/

Obserwuj nas na YT! https://www.youtube.com/channel/UCmCT3CBMFfcRjxv5rQAtQRw/videos

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe