Tematyka filmu obraca się wokół wielkiego dramatu rodzinnego rodu Gucci, z którego wywodzi się warta ponad 25 milionów dolarów i doskonale znana dziś na całym świecie włoska marka. Gorący romans, wielki majątek i burzliwa historia dwojga ludzi zwieńczona morderstwem to z pewnością motywy, obok których ciężko jest przejść obojętnie. Do tego wszystkiego przez jednych wielbiony, przez innych znienawidzony napis oparte na faktach. Jeżeli widza nie przyciągnęła sama fabuła, to z pewnością zasiadł na sali kinowej dla jednego z członków mocnej obsady. Lady Gaga, Adam Driver, Jared Leto i Al Pacino… Na ekranie pojawiło się wiele znanych i szanowanych w filmowym świecie twarzy.
Zabrakło wielowymiarowości
Ale co, gdy zasiądziemy wygodnie w kinie? Czy ekscytacja związana z przekroczeniem progu „Domu Gucci” pozostanie na podobnym poziomie? Moim zdaniem nie… Nie oznacza to jednak, że film jest zły. Mało tego, uważam, że jest całkiem dobry. Jednak czegoś w nim zdecydowanie brakuje. Dramatyczna historia, dla której większość z nas zdecydowała się wyjść z domu i wybrać się do kina, nie była ukazana w sposób szczegółowy. Wiele wątków zostało poruszonych, lecz nie zgłębionych. Przez to cały film wydaje się dość płaski, jednowymiarowy.
Podobne wrażenie odnoszę względem głównych bohaterów. Oni również nie zostali napisani w sposób kompleksowy. Patrizia Reggiani od pierwszej sceny sprawiała wrażenie czarnego charakteru tej historii. To silna postać, która od samego początku wie czego chce i skutecznie dąży do osiągnięcia swego celu. Mowa oczywiście o bogactwie i luksusie płynących
z przynależności do rodu Gucci i wpływów w stale rozwijającej się, imperialnej marce rodzinnej. Rozkochuje w sobie Mauriziego Gucci i tym sposobem wdziera się do potężnej rodziny. W pierwszych minutach na ekranie Maurizio sprawia wrażenie nieśmiałego, niepozornego mężczyzny, któremu brakuje zacięcia do zarządzania potęgą Guccich, która niebawem będzie potrzebowała nowego kierownictwa. Rządzę władzy i fortuny rozbudza
w nim Patrizia. Wspólnie podstępnie zwiększają swoją rangę w rodzinie i biznesie, lecz nie sprzyja to ich relacji, która z czasem staje się coraz bardziej chłodna i toksyczna. Maurizio opuszcza małżonkę i dopuszcza się zdrady. Mimo to, jednoznacznie ukazany jest w tej historii jako ofiara. A czy chłodny, pozbawiony uczuć i szacunku do swojej żony mężczyzna nie jest zwykle oprawcą? Patrizia traci nie tylko rodzinę, ale także wszystko to, co dzięki jej intrygom osiągnął Maurizio. Kobieta zdecydowanie nie radzi sobie ze swoją sytuacją życiową. Postać zdaje się przejawiać zapędy psychotyczne, o czym może świadczyć chociażby drastyczny czyn, jakiego się dopuściła.
Aktorzy na plus
Co do samego oddania postaci przez aktorów – nie mam żadnych zastrzeżeń. Lady Gaga zagrała fenomenalnie, choć osobiście ciężko było mi się przyzwyczaić do jej wizerunku związanego z tak złamaną postacią. Muszę przyznać, że była to ciekawa odmiana. Adam Driver również zagrał poprawnie, tak samo jak poprawny był jego bohater. Dobrze oddał tego „dziwnego”, niezwykle skrytego ducha Maurizia. W tej części nie możemy pominąć Al Pacino w roli Aldo Gucciego, wuja Mauriziego, oraz Jareda Leto, który wcielił się w całkowicie odklejonego od rzeczywistości syna Aldo, „wielkiego projektanta i wrażliwą, artystyczną duszę”. Niesamowicie zgrany w swojej odmienności duet, który dodawał do tragicznej historii odrobinę komizmu. Al Pacino prawdziwa klasa. Niezwykle naturalnie oddał włoski charakter pod każdym względem. Postać Jareda Leto bywała irytująca i wprowadzająca zbędną dramaturgię, jednak w zestawieniu z włoskim klasykiem w wykonaniu Al Pacina, wypadła bardzo dobrze.
W takim razie czego zabrakło w „Domu Gucci?”
Moim zdaniem wcześniej wspomnianego pogłębienia historii oraz… włoskiego rozmachu i przepychu jaki przynosi na myśl nazwisko Gucci. Film był bardzo przyjemny dla oka, pojawiały się wystawne elementy, ale jak dla mnie było ich zdecydowanie za mało. Tak jakby skrywano przed widzem, o co tak naprawdę toczyła się zażarta walka w rodzinie. Po opuszczeniu sali kinowej odczuwałam niedosyt… i to nie ten wzbudzający pragnienie ponownego zanurzenia się w filmowy świat. Było to bardziej rozczarowanie, ponieważ w dwie i pół godziny można było zmieścić na ekranie więcej „Gucci”.
Film oceniam jako przyjemny i wart obejrzenia, jednak nie polecam wiązać z nim ogromnych nadziei, bo łatwo o rozczarowanie. Według mnie zabójcze były dla niego wygórowane oczekiwania widzów. Z odpowiednim podejściem można spędzić przy nim naprawdę miły czas, a po napisach końcowych opuścić „Dom Gucci” i raczej szybko do niego w pamięci nie wrócić.