Polowanie na smoki

Sport w 2020 roku zmierzył się z wieloma przeszkodami. Niektóre wydarzenia zostały odwołane, a inne turnieje odbyły się w przewidywanym terminie. Co ciekawego wydarzyło się na tenisowych kortach? Patrząc na ostatnie miesiące, nasuwa nam się mały wniosek.

Strasznie ten kalendarz poturbowany, bo i niepokojący, trudny, a chwilami rozpaczliwie milczący był ten rok. Pomiędzy zamrożonymi miesiącami na tenisowej scenie nieźle się gotowało. Była przebijająca się rakietą przez rasizm Osaka czy odrodzona z wielkiej ciszy Azarenka. Był zmyty bardziej lub mniej zasadną krytyką Djokovic, potem trzynaście razy Rafa, a na koniec pokerowy triumf Medvedeva. Ja jednak sezon 2020 zapamiętać wolę pod znakiem przyspieszonego kursu polowania na smoki. Dwa równie duże, choć zupełnie różne ustrzelili w nim Dominic Thiem i Iga Świątek.

źródło: instagram iga.swiatek

Szalony Thiem i oszałamiająca Świątek

Zapytana w okolicach lutego o to, czy Dominic Thiem pokona wreszcie Novaka Djokovica  i wygra finał Australian Open odpowiadałam – Tak, jest na to gotowy, ale nie, to się jeszcze nie stanie. Powód? Novak Djokovic i jego doświadczenie, a mówiąc wprost sztuka wzbijania się na wyżyny w najbardziej newralgicznych momentach gry. Przyznam, że z tym sceptycyzmem było mi trochę nieswojo. Tyle tylko, że do okoliczności pasował idealnie. Na korcie centralnym kompleksu Melbourne Park rozgorzał w finale prawdziwy ogień, ale po zaciętych pięciu setach wskazujący palec w geście triumfu uniósł Serb. Było blisko. Młody gniewny napsuł legendzie sporo krwi, a jego wielka przyszłość zawisła na chybotliwym „niedługo”. To z kolei, wyraźnie podrażnione niezapowiedzianym urlopem w środku sezonu, przyjść postanowiło zaraz po nim. Stało się. We wrześniu wielkoszlemowy puchar po raz pierwszy trafił w ręce zawodnika urodzonego w latach 90. dwudziestego pierwszego wieku.

źródło: instagram domithiem

Przyszedł dzień, na który część środowiska z niecierpliwością czekała. Ten sam zresztą, który pozostali myślą troskliwie odsuwali w czasie. Oczywiście można się kłócić, że gdyby nie dyskwalifikacja Djokovica, losy Thiema ponownie zatrzymać mogłyby się dosłownie o krok przed celem. Brzmi sensownie. Tyle tylko, że na moje oko w finałowym starciu ze Zverevem coś się w Dominicu zmieniło. Po raz pierwszy w grze o tytuł tej rangi był faworytem. Co gorsza jego ciało w kluczowej fazie znać dało o trudach zmagań i niemal zupełnie odmówiło mu posłuszeństwa. Na pewnym etapie jego skurcze nóg były przecież tak silne, że musiał robić co w swojej mocy, by skracać wymiany i unikać biegania. Wydawał się stać nad przepaścią, ale znalazł w sobie to, co dobrych odróżnia od mistrzów. Czy wykorzystał słabość przeciwnika? Oczywiście, bezbłędnie. Przede wszystkim jednak wtedy, gdy było to konieczne nie zadrżała mu ręka. Obronił piłki meczowe grając tak, jakby na świecie nie liczyło się nic poza tym. Przełamał nietykalną dotąd barierę. Zaskoczyła sprężyna, o której się mówi, że czyni zawodnika kompletnym. 

Ja wiem, że jesteśmy jako naród do 11 listopada czy 3 maja przywiązani ale, że ostatnimi czasy do miana narodowego święta uparcie pretendować postanowił najwyraźniej też 10 października. Żarty żartami, ale coś w tym jest. A raczej ktoś. Rok temu – Olga Tokarczuk i jej Nobel. Dokładnie dwanaście miesięcy później – Iga Świątek z pierwszym w historii polskim szlemem. „Trudno nawet przewidzieć, do czego by doszło, gdyby ich przykład dał się naśladować” – ciśnie się za Szymborską na usta. Ale wrócimy na ziemię, chociaż na chwilę. Mimo że pewnie dwa kroki ponad nią moglibyśmy się zadomowić. Podobnie, jak kibice Igi Świątek przez całą tegoroczną edycję Roland Garros.  

źródło: instagram iga.swiatek

Niszowa dyscyplina?

Pamiętam jak jeden z redakcyjnych kolegów, powiedział mi kiedyś, że tenis to niszowa dyscyplina. Słodko-gorzka diagnoza. Z jednej strony trafiasz, jako jej miłośnik prosto do puszki tak zwanych „widzów wyselekcjonowanych”. W tym samym jednak czasie dziwnie zaczynasz przypominać ludzi, którzy z sernika nie wybierają rodzynek albo nie plują pestkami arbuza. Nieważne, sęk w tym, że gdyby przyznać mu rację jakoś łatwiej przełknąć przyszłoby pewnie żal o to, że na kogoś, jak Iga tak długo przyszło nam czekać. Tak to sobie na potrzeby własne zinterpretuję. Wysoki próg wejścia równa się wyjątkowo wyboistej drodze do sukcesu. Zwłaszcza takiego na skalę historii. 

A zaczęło się od „kamiennych” od jesiennej aury piłek. Takich, na które jeszcze przed startem turnieju skarżył się Rafael Nadal. Tyle tylko, że hiszpańskiego dominatora nikt raczej nie brał na poważnie. Umówmy się – na paryskiej mączce wszelkie zapowiedzi jego ewentualnej słabości są traktowane co najwyżej, jak kokieteria. Wystarczyło jednak kilka chwil, by narzekania zaczęły się piętrzyć. Na zimno, wilgoć czy same panujące w paryskiej bańce warunki. Zahartowana warszawską szarugą Iga nie narzekała. Na korcie czuła się wyjątkowo pewnie. A argumentów ku temu miał zdecydowanie więcej niż tylko liczba kresek na termometrze.

źródło: Polski Związek Tenisowy

To pewne, że wszelkie próby wcielenia się w adwokata tego przeoranego pandemią roku z góry skazane są na porażkę, ale prawdą jest, że to w nim genialna polska 19-latka jakby bez ostrzeżenia przeskoczyła całą barykadę lat. Zazębiły się wszystkie elementy układanki. Wystarczyło strzelić. Było  łatwiej? Teoretycznie tak, ale to zrobiła. Z mistrzowską jakby wprawą sięgnęła po przełom. Inaczej i szybciej niż sama mogła się tego spodziewać. Czyli dokładnie tak, jak się rodzą cięte riposty.

Być może zabrzmi to dziwnie, ale dopiero kilka dni temu na dłużej niż chwilę dotarło do mnie, że „normalnie” było zaledwie przez trochę ponad dwa miesiące tego roku. Potem już tylko ostre hamowanie i wiele próbujących otrząsnąć się z amoku tygodni. Z perspektywy czasu to zabawne, że dopiero tak gwałtowny przystanek niektórym tenisistom dodał kosmicznego wręcz przyspieszenia. Oczywiście zadecydowało o tym wiele warstw, ale zaryzykowałabym też tezę, że tak właśnie działa prawo przepaści. Gdy tylko wyrwa wyrasta spod nóg, przychodzi pora na skok. 

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe