„Na Rumaku do tartaku”? Wymęczone zwycięstwo zwiastunem zmiany na lepsze? – Lech Poznań – Pogoń Szczecin 1:0

W hicie 27. kolejki Ekstraklasy, uskrzydlona po awansie do finału Pucharu Polski Pogoń Szczecin poniosła porażkę ze zmagającym się z problemami Lechem Poznań. Na taki stan rzeczy zdecydowanie nie wskazywał przebieg gry. Prawdziwymi zwycięzcami są jednak kibice Kolejorza, którzy zebrali się na trybunach w dużej liczbie, a po raz kolejny musieli oglądać nieporadność swojej drużyny.

Słabe wyniki

Przed tym spotkaniem wśród poznańskich fanów krążyła opinia, że jest to mecz ostatniej szansy, decydujący o tym, czy Lech będzie jeszcze liczył się w grze o najwyższe cele w tym sezonie. Poprzednie wyniki ekipy Mariusza Rumaka nie napawały optymizmem. Od lutowego zwycięstwa z Jagiellonią Białystok, Lech zdążył trzy razy zremisować 0:0, przegrać aż 4:0 z Rakowem Częstochowa oraz odpaść z Pucharu Polski właśnie z Pogonią. Jedyne zwycięstwo w tym okresie udało mu się wywalczyć w poznańskich derbach z Wartą, ale trudno jest ten mecz traktować w kategoriach jakiegokolwiek wyzwania dla Kolejorza patrząc na historię meczów tych drużyn.

W zupełnie odmiennych nastrojach do Poznania przyjeżdżali piłkarze drużyny prowadzonej przez Jensa Gustafssona, choć ostatni okres w lidze również nie należał do najbardziej udanych dla Portowców. Tuż przed ligowym spotkaniem z Lechem, udało im się wygrać z Cracovią 3:1 oraz, przede wszystkim, wyrzucić faworyzowaną przez wielu Jagiellonię Białystok z Pucharu Polski, ustalając tym samym majówkowe plany dla wielu szczeciniaków, awansując do finału tych rozgrywek.

Optymizm w Szczecinie mogła budzić także historia ostatnich spotkań między obiema ekipami. Lech po raz ostatni pokonał Pogoń w 2022 roku, a najboleśniejszą porażkę poniósł w Szczecinie w październiku zeszłego roku, ulegając Dumie Pomorza aż 5:0.

W czym Lech mógł upatrywać swoich szans?

Jak wiadomo jednak, w Lechu nikt się nie poddaje i dlatego swojej szansy upatrywano w spodziewanym zmęczeniu zawodników Pogoni po 120 minutach gry z Jagiellonią. Być może liczono również, że Kamil Grosicki akurat nie będzie mieć swojego dnia, a piłka jakimś cudem wtoczy się do bramki Cojocaru, dzięki czemu to Kolejorz odniesie sukces.

Jakkolwiek absurdalna nie wydawałaby się taka strategia, to okazała się ona skuteczna i po świetnym rozegraniu akcji z rzutu rożnego, piłkę do siatki w 77. minucie wpakował Mikael Ishak, doganiając tym samym Christiana Gytkjaera w klasyfikacji najlepszych zagranicznych strzelców w Lechu i udowadniając, że jest jedynym napastnikiem godnym gry dla Lecha, znajdującym się w tym momencie w klubie.

Drużyna odmieniona?

W takim razie wszystko jest już dobrze? Lech przerywa passę porażek z Pogonią Szczecin, wreszcie wygrywa z drużyną z czołówki ligi, wraca na podium i oddala się od Granatowo-Bordowych na bezpieczną odległość czterech punktów, tracąc tyle samo do liderującej Jagiellonii. Niestety, wydaje się, że główny problem wciąż nie został rozwiązany, a niedzielny wynik to jedynie „wypadek przy pracy”.

Chcemy grać lepiej, bardziej atrakcyjnie, ale w tym momencie nie jesteśmy w miejscu, w którym chcielibyśmy być – mówił kapitan Kolejorza Mikael Ishak tuż po zwycięskim meczu. Również Alan Czerwiński wspominał, że w spotkaniu z Pogonią liczył się tylko wynik i wszyscy świadomi byli, że pod względem stylu ten mecz nie wyglądał najlepiej. Trener Gustafsson na pomeczowej konferencji poszedł nawet krok dalej i wprost zakomunikował, że jego drużyna grała w tym spotkaniu lepiej i to ona zasługiwała na zwycięstwo. Trudno jest nie przyznać mu racji, ale niestety nie jest to problem tylko tego meczu, a całej rundy, którą rozgrywają poznaniacy.

Nie ma nic złego w deprecjonowaniu znaczenia stylu, wysuwając wyniki na pierwszy plan, ale pod warunkiem, że drużyna rzeczywiście ma pomysł na osiąganie tych wyników. W przypadku Lecha, patrząc na osiągane rezultaty, takiego pomysłu brak. Mecz z Pogonią różnił się od tych poprzednich tylko tym, że Duma Wielkopolski wreszcie wykorzystała stały fragment gry (trener Rumak wspominał na konferencji, że element ten był intensywnie ćwiczony na ostatnich treningach). Jest to na pewno jakiś progres, ale ogólny obraz gry dalej wyglądał tak samo jak wcześniej. Nieumiejętność tworzenia klarownych sytuacji, oddawanie inicjatywy przeciwnikowi, brak mocnych stron. Lech gra, krótko mówiąc, „bezjajecznie”.

Wieczne problemy kadrowe

Trudno powiedzieć, czy gdyby nie wąska kadra poznańskiego klubu, wyniki byłyby znacznie lepsze. Na pewno powrót Mikaela Ishaka po kontuzji jest dla Kolejorza zbawieniem. Szwed, jak sam mówił, nie spodziewał się grać aż 90 minut w tym meczu, ale przyniosło to skutek w postaci zwycięskiej bramki. Niestety lider ofensywy drużyny z Poznania nie ma w tym momencie żadnego konkurenta na swojej pozycji. Powroty Afonso Sousy i Jespera Karlstroma również mogą cieszyć poznańskich kibiców, ale Lechowi wciąż brakuje skrzydłowych, gdyż zawodników grających typowo na tej pozycji w całej kadrze było tylko dwóch i obaj grali od samego początku meczu. W kadrze znowu zabrakło wielkiego transferu, Aliego Gholizadeha, który nabawił się urazu w końcówce ostatniego meczu w Mielcu.

Na szybkiego i dynamicznego Kamila Grosickiego wysłany został bliski piłkarskiej emerytury Barry Douglas, który miał szczęście, że Grosik nie grał w tym meczu na poziomie, do którego przyzwyczaił kibiców Ekstraklasy. Gdyby meczu niespodziewanie nie rozpoczynał Alan Czerwiński a Joel Pereira, na ławce nie byłoby nikogo, kto potencjalnie mógłby do gry wnieść impuls wystarczający do odmienienia losów gry.

Czy Lech ma jeszcze szansę na mistrzostwo?

Lech owszem, wygrał, a pewne aspekty, jak stałe fragmenty gry, uległy lekkiej poprawie. Wracający po kontuzjach zawodnicy też mogą dawać Lechowi nadzieję, ale główny problem tej drużyny wciąż nie został rozwiązany.

Kolejorza czekają teraz mecze teoretycznie prostsze niż te, które miał okazję grać wcześniej. Ku zaskoczeniu wszystkich, Lechici wciąż realnie liczą się w grze o mistrzostwo, ale nie osiągną tego bez pokazania charakteru i poprawy gry w ofensywie. Krótko mówiąc, muszą wykazać, że rzeczywiście są drużyną, która może rywalizować o miano tej najlepszej. O tym czy, tak jak głosił jeden z transparentów wywieszonych na trybunach, Lech pojedzie „na Rumaku do tartaku” czy jednak „na Rumaku po mistrzostwo” zadecydują już najbliższe mecze.

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe