Na najwyższym poziomie. Recenzja 2. sezonu serialu „Arcane”

„Arcane" zostało oficjalnie zakończone, jednak prawdopodobnie jeszcze na długo pozostanie głównym tematem internetowych debat. Chyba nikt nie spodziewał się, że jednym z najlepiej ocenianych seriali Netfliksa stanie się animacja. Dlaczego to właśnie ta listopadowa premiera cieszy się takim zainteresowaniem?

„Arcane” szturmem wdarł się w serca fanów animowanych ekranizacji, kiedy pierwszy sezon zadebiutował na Netfliksie w 2021 roku. Szybko okazało się, że serial przypadł do gustu nie tylko fanom League of Legends – świetne dopracowana produkcja audiowizualna zwróciła uwagę całego świata. Nie ma się co dziwić, biorąc pod uwagę, że stworzenie serii pochłonęło łącznie około 250 milionów dolarów. Efekty tak hojnego budżetu widać gołym okiem, a sezon drugi przebił najśmielsze oczekiwania sympatyków produkcji.

Zabójcze tempo akcji

Drugi sezon „Arcane” rozpoczyna się w miejscu, w którym zakończyły się pierwsze akty serii, opublikowanej 3 lata temu. Atak Jinx na radę Piltover pogrzebał resztki nadziei na pogodzenie dwóch zwaśnionych miast. Ambessa wypowiada wojnę, a jej głównym celem jest pochwycenie dawnej Powder i finalne zapanowanie nad dolnym miastem. W tym samym czasie technologia Hextech rozwija się błyskawicznie, stawiając na drodze Jayce’a i Victora nowe wyzwania.

Poczynania Jinx były jak pchnięcie pierwszej kostki domina. Akcja drugiego sezonu od samego początku strasznie pędzi – i jest to chyba jedyna rzecz, do której mogłabym się tak naprawdę przyczepić. Ciężko jednak mówić o innym przedstawieniu akcji, skoro w Arcane rozpętała się straszliwa wojna. W pewnym sensie takie tempo odpowiada narracji, w której nie ma czasu na rozważne zastanawianie się nad działaniem. Sprawa przedstawia się jasno; albo Piltover przejmą dowodzenie i zapanują nad Jinx, albo Zaun weźmie sprawy w swoje ręce, a jego mieszkańcy wprowadzą zamęt w górnym mieście. Łatwo jest się jednak w tym wszystkim pogubić.

Wątków jest dużo. Zdecydowanie zbyt wiele, aby poświęcić każdemu z nich wystarczającą ilość czasu. Z jednej strony widzimy zmagania Caitlyn, której żałoba ma znaczny wpływ na decyzje zapadające w radzie miasta. W tym wszystkim tkwi także Vi, wciąż rozdarta pomiędzy tym, co uważa za właściwe, a tym, co wpajano jej przez całe dzieciństwo. Kluczowa dla akcji jest oczywiście Jinx, okrzyknięta bohaterką podziemnego miasta. Równocześnie toczy się historia Victora, a jeśli mówimy o tym naukowcu, to nie można oczywiście pominąć wątków Jayce’a. Twórcy starają w tym wszystkim pokazać dodatkowo działalność Czarnej Róży, której wątek nie miał zwyczajnie czasu wyczerpująco się zaprezentować.

Zapewne ominęłam inne kluczowe elementy historii, co pokazuje jedynie, że akcji jest zbyt wiele jak na 9 odcinków.

Postacie autentyczne do bólu

Na zabójcze tempo można jednak przymknąć oko, bo mimo wszystko to nie fabuła stanowi główny atut „Arcane”. Tym, co tworzy ten serial wyjątkowym, jest złożoność bohaterów. Na próżno szukać tutaj postaci, które pozbawione byłyby głębi. Chociaż serial naznaczony jest pasmem moralnie zastanawiających decyzji, to nie da się rzucać jednoznacznych osądów na osoby, które ich dokonują.

Wystarczy wziąć na tapet Jinx, która pozornie sieje jedynie zamęt i cierpienie. Patrząc jednak na to, co robi, nie sposób nie myśleć o jej przeszłości i wydarzeniach, które doprowadziły ją do tego stanu. Z drugiej strony mamy Caitlyn, którą wielu ochrzciło w tym sezonie mianem dyktatora. Jak można oceniać jednak kobietę, która całe życie walczyła z klasistowskimi poglądami swojej rodziny, żeby finalnie przekonać się, iż mieli oni rację? Można by tak analizować każdą z postaci z osobna.

Wyjątkowe jest więc to, w jaki sposób twórcy podeszli do tematu budowania społeczności w Arcane. Niezwykłość tego świata polega na tym, że różnice klasowe są tak naprawdę jedynym źródłem dyskryminacji. Normy płciowe zdają się w tym uniwersum nie istnieć. Kobiety zajmują wysokie stanowiska, stojąc ramię w ramię z mężczyznami. Nikt nie podważa tego, czy wypada im mieć mocno umięśnioną sylwetkę. Tak samo nikt nie zwraca uwagi na to, że mężczyźni samotnie wychowują dzieci. Rasa, płeć, orientacja – są to aspekty tak neutralne, jak fakt, że ludzie rodzą się tam z kolorowymi włosami. Liczy się tylko to, kto ma władzę. Właśnie dlatego główny konflikt napędzający historię tego serialu wybrzmiewa w nim tak głośno.

Dopieszczony w każdym calu

Nie da się ukryć, że „Arcane” nie byłoby tworem tak epickim, gdyby serial o League of Legends nagrano w wersji live action. Sama złożoność tego uniwersum, czy chociażby wspomniane przeze mnie wyżej uwarunkowania fizyczne to elementy, które mogła ukazać jedynie animacja. Mogłoby się wydawać, że rysowane postacie nie będą w stanie oddać głębi emocji. Nic bardziej mylnego. Każda klatka w serialu została wykonana z taką dbałością, że zastanawiam się, czy ilustratorzy w ogóle zaznali odpoczynku przez ostatnie 3 lata. Każde poruszenie mięśni na twarzy wygląda tak autentycznie, że wzruszenie ze strony widza jest tutaj po prostu gwarantowane.

Co ciekawe, fani z każdym dniem obnażają kolejne szczegóły, które zostały mistrzowsko wplecione w obrazy. Z czasem widz zaczyna dostrzegać pewne zawahanie u danej postaci, jakiś konkretny ruch jej ciała czy mikro spojrzenie. Każdy aspekt ludzkiej natury został bezbłędnie przerzucony na bohaterów produkcji, tak aby widz mógł prawdziwie przywiązać się do tych postaci. Nie sposób nie wspomnieć o soundtracku, który dodatkowo wydobywa z każdej sceny wachlarz emocji. W tym sezonie twórcy poczęstowali widzów takimi utworami, jak „The Line” od Twenty One Pilots czy „Ma Meilleure Ennemie” w wykonaniu Stromae i Pomme.

Losy animacji w czasach AI

Oczywistym jest to, że fani odczuwają niedosyt. Produkcja drugiego sezonu zajęła wiele miesięcy, a zaledwie kilka tygodni pomiędzy aktem I i III minęły błyskawiczne. Szczególnie nie pomaga fakt, że na ekranie wszystko działo się tak szybko. Fabuła serialu na pewno zyskałaby wiele, gdyby rozszerzono go na kilka dodatkowych sezonów. Z drugiej strony zrozumiałe jest jednak, że animatorzy nie chcieli wiązać się na długie lata z projektem, którego przyszłość jest tak niepewna.

 

W dobie sztucznej inteligencji, kiedy obrazy generowane są w kilka sekund, warto doceniać utwory tak genialne jak „Arcane”. Naprawdę wiele pracy i serca widać w każdej sekundzie tego serialu. Nic więc dziwnego, że fani oburzyli się, kiedy plakat produkcji rozszerzony przez AI trafił na oficjalne konto serialu na portalu X. Wpis ostatecznie usunięto, jednak niesmak pozostał.

Sami fani widzą pewną analogię pomiędzy tworzonym w Arcane Hextech, a AI. Nie da się ukryć, że świat w apogeum panowania tej potężnej technologii wyglądał wyjątkowo dziwne, nienaturalnie. Brzmi jak wygenerowane zdjęcia udostępniane przez nasze babcie na Facebooku? Może jest to zabawne porównanie, ale nie daje mi ono spokoju. Wydaje mi się, że Jayce słusznie powiedział Victorowi, że to nasze ludzkie niedoskonałości czynią świat pięknym.

Czytaj też: https://flesz.amu.edu.pl/aktualnosci/czy-arvid-lindblad-poradzilby-sobie-w-formule-1/

Obserwuj nas na YT! https://www.youtube.com/@makingofFlesz

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe