Mastodon – „Hushed and Grim” – recenzja albumu

Jeden z najlepszych obecnie zespołów metalowych Mastodon powraca po czterech i pół roku z najnowszą, ósmą płytą "Hushed and Grim". To najdłuższa przerwa między wydaniami zespołu, spowodowana nie tylko pandemią, ale również osobistą tragedią jaką była śmierć ich długoletniego managera. Skutkiem jest najdłuższa, bo aż dwuczęściowa płyta składająca się z 15 utworów trwających łącznie 86 minut!

Album miał swoją premierę 29 października, więc miałem nieco ponad trzy miesiące na zaznajomienie się z nim i to bardzo dobrze dla tej recenzji. Mastodon gra bowiem muzykę progresywną. W ich utworach dzieje się tak dużo, że wymagają kilkukrotnego przesłuchania. Do wielu osób taka muzyka nie trafia, ale fani zespołu (do których się zaliczam) wiedzą, że wytrwałość popłaca. Złożoność kompozycji sprawia bowiem, że nie nudzą się szybko, a wręcz przeciwnie – za każdym odtworzeniem odkrywają przed słuchaczem coś nowego. Z kolei wytrwałość w pisaniu świetnych utworów, zapewniła zespołowi status jednego z najlepszych na świecie.

Historia zespołu Mastodon

Mastodon został utworzony w 2000 roku w Atlancie przez Billa Kellihera, Brenta Hindsa, Troya Sandersa i Branna Dailora. W tym składzie grają do dziś. Pierwsze cztery wydania grupy to albumy koncepcyjne, opowiadające historie w oparciu o żywioły, kolejno: ogień, wodę, ziemię i powietrze. Rozpoczynając od grania bardzo ciężkiego metalu, z każdą płytą szli w stronę coraz bardziej złożonych kompozycji, czego apogeum przyszło w 2009 r. w postaci płyty Crack the Skye. Przez wielu uważana za szczytowe osiągnięcie zespołu i najlepszy pokaz ich umiejętności kompozytorskich. Od jej wydania zespół uprościł swoje granie i skupił się na rozwoju wokalnym, poszukując bardziej przystępnych brzmień. Spotkało się to z negatywnym odzewem części zagorzałych fanów. Ostatnia płyta wydana w 2017 r. Emperor of Sand była powrotem do idei albumu koncepcyjnego. Jej brzmienie można określić jako połączenie rozbudowanych aranżacji Crack the Skye z wokalnym stylem wypracowanym w poprzednich latach. Mastodon jest jednym z nielicznych zespołów, o których można śmiało powiedzieć, że nigdy nie wydały słabej płyty. Można jednak odnieść wrażenie, że od czasu wspomnianego Crack the Skye zespół przestał zaskakiwać. Jak w kontekście ich dyskografii prezentuje się Hushed and Grim?

Pierwsze wrażenia

Po pierwszym przesłuchaniu płyty czułem lekki zawód. Problem z zespołami, które mają wyrazisty styl jest taki, że po jakimś czasie mogą zacząć brzmieć jak parodia samych siebie. Takie właśnie wrażenie odniosłem słuchając pierwszej połowy płyty, która wydawała mi się powtórzeniem pomysłów z przeszłości. Wyróżnił się tu jedynie utwór „The Crux, który właściwie nie ma słabych punktów. Energiczny, z chwytliwymi melodiami wokalnymi i świetnymi riffami gitarowymi. W połowie zwalnia, by przejść w spokojną, emocjonalną sekcję i na końcu wrócić do wielkiego finałowego refrenu. Kolejne utwory miały ciekawe momenty, ale to nie wystarczało na utworzenie w pełni satysfakcjonujących kompozycji.

W końcu nadeszło zaskoczenie. Okazał się nim „Dagger”, który rozpoczyna trwającą do końca płyty (z wyłączeniem „Savage Lands”) serię nietypowych dla Mastodonu utworów. Do tej pory ich kompozycje opierały się na kilku, czasem kilkunastu granych kolejno gitarowych riffach. Częste zmiany tempa i przechodzenie w kolejne sekcje to nieodłączne cechy ich muzyki. Z kolei końcowe utwory na Hushed and Grim opierają się właściwe na jednym, powtarzanym motywie, który jest rozbudowywany przez kolejne warstwy melodii (w utworze „Dagger” nawet przy pomocy orientalnych instrumentów). Wciąż obecne są osobne sekcje, ale nie trwają zbyt długo i nie różnią się bardzo od głównego motywu. Kiedy ostatni utwór dobiegł końca byłem bardziej zmieszany niż wstrząśnięty, lecz jak już wspominałem muzyka Mastodonu zawsze zasługuje, a wręcz wymaga powtórnych przesłuchań.

Cierpliwość znów popłaciła

Po trzech miesiącach zaznajamiania się z płytą mogę z przyjemnością stwierdzić, że Mastodon dalej pozostaje w gronie zespołów, które nie wydały słabego albumu. Utwory, które brzmiały dla mnie niemal jak parodia, stały się pełnoprawnymi kompozycjami grupy. Nie oznacza to oczywiście, że wszystkie są świetne, ale do tego jeszcze wrócę; narazie skupmy się na pozytywach.

Nietypowe zwrotki „Sickle and Peace”, do których początkowo nie byłem przekonany, teraz jawią mi się jako jeden z ciekawszych momentów na płycie. „Peace and Tranqulity”, który nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia podczas pierwszego przesłuchania, urósł do rangi jednego z najlepszych, między innymi przez bardzo wizualny refren. To cecha charakterystyczna muzyki Mastodonu; gdy jej słucham nie mam przed oczami grającego zespołu, lecz konkretne obrazy. Od pierwszego wysłuchania do teraz jednym z najmocniejszych punktów pozostaje „Savage Lands”, do którego wracam najczęściej. Głównym powodem jest obecny w nim, najlepszy na płycie riff autorstwa Billa Kellihera. To niesamowite, że w 2021 roku, kiedy wydaje się, że już wszystkie pomysły na gitarze zostały wykorzystane, on ciągle temu zaprzecza.

Najbardziej moja opinia zmieniła się o utworze „Teardrinker, do którego teledysk pojawił się jeszcze przed premierą płyty jako jej zapowiedź. W ostatnich latach Mastodon umieszcza na swoich albumach przynajmniej jeden utwór, który jest o wiele bardziej popowy od reszty i prawdopodobnie ma na celu pozyskanie nowych słuchaczy. Dla wieloletnich fanów zespołu są one zbyt banalne i z początku taki właśnie wydał mi się „Teardrinker”. Teraz, po kilku przesłuchaniach muszę przyznać, że i mnie ten utwór kupił. Prosta melodia na gitarze, chwytliwy refren i jeden z najlepszych tekstów na płycie:

Leaving you behind
Is the hardest thing I’ve done
Asking where did I go wrong?
I wonder what all of this makes
Does fortune favor the bold?
I only know that leaving you
Was the hardest thing
To cut and run

To nie wszystko – jest tu również kolejna nowość dla grupy – solo na gitarze basowej.

Niespodziewany bohater

Najbardziej aktywny na płycie jest właśnie basista – Troy Sanders, który śpiewa w każdym utworze, co w przeszłości nie było regułą. Na pierwszych trzech albumach dzielił te obowiązki z gitarzystą Brentem Hindsem. Obaj panowie ograniczali się na początku do krzyczenia, ale z czasem zaczęli coraz częściej śpiewać melodycznie. Czwarte wydanie zespołu Crack the Skye było debiutem wokalnym dla perkusisty Branna Dailora, który od razu pokazał największy talent z grupy. Jednak to Troy od kilku lat rozwija się wokalnie najbardziej. Śpiewane przez niego melodie na Hushed and Grim są prawdopodobnie najciekawszymi w całej dyskografii zespołu. Najlepsze tego przykłady znajdziemy w utworach „Skeleton of Splendor” i „Had it All”. Troy używa w nich nowego dla siebie stylu wokalnego, który jest połączeniem typowego dla basisty potężnego beltingu z niemal szeptem. Kreuje on aurę tajemniczości sprawiając, że te utwory brzmią dla mnie jak niepokojące kołysanki lub śpiewane baśnie. Ten opis może wydawać się pełny oksymoronów, lecz nie jestem w stanie lepiej tego wytłumaczyć, dlatego zachęcam do posłuchania samemu utworu „Skeleton of Splendor”. Melodie wokalne w połączeniu z pięknym arpeggio gitarowym w przedrefrenach powodują u mnie ciarki. Żałuję, że trwają tak krótko, bo to naprawdę magiczne sekcje.

Wkład Troya nie ogranicza się bynajmniej do śpiewania. Jego największe kontrybucje w komponowanie występują w utworze „Dagger”, którego podstawą pierwszy raz w historii zespołu jest melodia basu. Troy zawsze był bardzo dobrym basistą, ale przez lata musiał stać w cieniu kolegów. Jak sam mówi:

Gitara basowa w utworze Mastodonu musi być obecna i bardziej odczuta niż usłyszana.

Źródło: Youtube. „Tracking – Hushed and Grim”; tłum. Jakub Chojnacki

Muzyka Mastodonu zawsze opierała się na potężnych riffach Billa Kelihera, inspirowanych muzyką country riffach Brenta Hindsa oraz charakterystycznej, jazzowej perkusji Branna Dailora. Ponadto na płytach studyjnych zespół nagrywa i nakłada na siebie kilka, a nawet kilkanaście ścieżek gitar elektrycznych, przez co bas właściwie nie ma miejsca na popisy. Zazwyczaj ogranicza się do grania tej samej melodii co gitara rytmiczna, dodając niewielkie zmiany w celu urozmaicenia. Uproszczenie riffów na Hushed and Grim stworzyło więcej miejsca dla Troya, a on zdecydowanie to wykorzystał.

Nie bez problemów

Hushed and Grim nie jest oczywiście płytą bez wad. Uproszczenie kompozycji względem poprzednich albumów działa na niekorzyść niektórych utworów. Najcięższy na płycie „More Than I Could Chewtrwa blisko 7 minut, a składa się z jedynie 4 riffów. Co prawda ostatni jest naprawdę potężny i początkowo sprawiał, że miałem ochotę do tego utworu wracać, ale po kilku odsłuchaniach nie miał już zbyt wiele do zaoferowania.

Zadziwiająco mało jest na płycie gitarzysty prowadzącego – Brenta Hindsa. Dość długie i pełne wolnej przestrzeni kompozycje stwarzają mu dużo szans na solówki i pojawiają się one w większości utworów. Muszę jednak przyznać, że są one dla mnie tak niepamiętne, że rozpoczynając pisanie tej recenzji wydawało mi się, że na płycie prawie ich nie ma. Odnoszę wrażenie, że nie poświęcił wystarczająco dużo czasu na pisanie ich. Śpiewa on również o wiele rzadziej niż na poprzednich albumach, bo tylko w dwóch utworach. Jednym z nich jest „The Beast”, do którego Brent wprowadza w zwrotkach elementy muzyki country poprzez styl wokalny i partie gitarowe. Zawsze były one charakterystyczne dla niego, a jednocześnie niespotykane w muzyce metalowej, dlatego szkoda, że na Hushed and Grim jest ich tak mało.

Perkusista Brann Dailor również zdejmuje nogę z gazu. Nie jest to bynajmniej oznaka braku formy, czego dobitnym przykładem są „Pushing the Tidesi „Savage Lands”. Dla zdecydowanej większości perkusistów już te dwa utwory byłyby wielkim wyczynem, ale Brann przez lata zawiesił sobie poprzeczkę niebywale wysoko. Wiele kompozycji na Hushed and Grim utrzymanych jest w średnim tempie, przez co jego partie nie brzmią tak efektownie jak na poprzednich płytach, a zwłaszcza w pierwszych latach zespołu, kiedy grał tyle uderzeń ile tylko potrafił zmieścić w takcie. Jego charakterystyczny, jazzowy styl pozwolił mu i całemu zespołowi wyróżnić się na tle innych. Na Hushed and Grim Dailor gra ekonomiczniej niż dotychczas, przez co utwory mogą bardziej oddychać. W niektórych kompozycjach pozostawia jednak zbyt dużo wolnej przestrzeni, przez co wydają się puste. Jeśli zespół będzie kontynuował pisanie prostszych utworów liczę, że Brann poszerzy swój repertuar o nowe beaty, które będą lepiej współgrały z partiami gitarowymi.

Progres czy regres

Hushed and Grim to kolejny krok oddalający Mastodon od ich ekstremalnych metalowych korzeni. Ewolucja wokalna grupy jest niesamowita, lecz partie instrumentalne pozostawiają wiele do życzenia. Część utworów ma świetne pojedyncze sekcje, które niestety są otoczone przeciętnymi i wymagałyby dopracowania. Jest to zadziwiające zważając na to, że zespół nigdy wcześniej nie miał tak dużo czasu na komponowanie.

Potencjał wynikający z czasu trwania płyty nie został wykorzystany. Brakuje tu spójności, którą mogłoby zagwarantować uczynienie albumu koncepcyjnym. Przecież wiemy, że Mastodon, jak mało który zespół potrafi opowiadać historie zarówno tekstami, jak i muzyką. Myślę, że była to również  świetna okazja do stworzenia bardzo długich, ponad dziesięciominutowych utworów w stylu uwielbianych przez fanów „The Czari „The Last Baron” z płyty Crack the Skye.

Można natomiast powiedzieć, że jest to obok Crack the Skye i Emperor of Sand najbardziej emocjonalna płyta Mastodonu. Dla wszystkich inspiracją były osobiste tragedie – śmierć siostry Branna Dailora, choroby krewnych, a teraz śmierć ich długoletniego managera. Na szczęście zespół nie przeszarżował ze smutkiem i pomimo, że tytuł oraz szara okładka mogłyby sugerować co innego, płyty słucha się przyjemnie.

Hushed and Grim dla większości zespołów byłaby szczytowym osiągnięciem, ale dla Mastodonu jest to tylko dobra, a nie świetna płyta. Spośród dotychczasowych ośmiu na ten moment plasuje się u mnie w drugiej połowie rankingu, lecz tak jak każdy album grupy warta jest przesłuchania.

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe