„Kryptonim Polska” – w imię idei [RECENZJA]

Ostatnio naszła mnie ochota na pójście do kina na komedię. Konkretniej: na polską komedię. Idąc na seans już z pewnymi oczekiwaniami, nie spodziewałam się wybitnego dzieła sztuki, a raczej nieambitnego rozśmieszacza.

Jeśli chodzi o polskie kino, ono wcale nie jest aż takie złe, jak się o nim mówi. Oczywiście myślę teraz o tych wszystkich przewidywalnych  filmach z Karolakiem, a nie o faktycznie zasłużonych elementach dla polskiej kultury, jak np. „Zimna wojna. Po prostu trzeba być świadomym, na co się wybieramy i nie oczekiwać cudów. Nie raczyć się taką sztuką zbyt często, bo prawdopodobnie może to mieć zły efekt na nasze poczucie humoru. Ale – raz nie zawsze.

 

Polscy Romeo i Julia

„Kryptonim Polska” Piotra Kumika nie zawiódł moich oczekiwań, a nawet przyjemnie mnie zaskoczył. Sam pomysł na scenariusz przypomina trochę Romea i Julię. Jednak zamiast zwaśnionych rodzin mamy tutaj, jakże aktualną, mieszankę dwóch skrajnych środowisk. Ultraprawicowe Zrzeszenie Młodzieży Radykalnej, ruch neofaszystowski, który poznajemy na wyprawionej przez nich imprezie urodzinowej Hitlera oraz aktywistów z lewej strony sceny politycznej, wspierających LGBT, walczących z rasizmem czy wycinką lasów.

 

Scena poznania głównych bohaterów, Staszka należącego do ZMR oraz Poli, lewicowej aktywistki, najdobitniej pokazuje różnicę w ich poglądach. Po wymianie numerów telefonu i pożegnaniu zakochani od pierwszego wejrzenia, mają zupełnie inne wizje ich wspólnej przyszłości. Pola widzi siebie i Staszka przykutych łańcuchem do drzewa oraz tłum mężczyzn z piłami łańcuchowymi, który zmierza w ich stronę. Chce u boku ukochanego walczyć dalej o swoje ideały. Wizja Staszka jest zgoła inna. Widzi ciężarną Polę podającą obiad do stołu jemu i trójce ich dzieci.

 

Kryptonim Polska, czy raczej po prostu Polska?

Roman, szef ZMR, był raczej kiepski w wymyślaniu kryptonimów dla swoich planów. Akcji spalenia synagogi nadał nazwę „akcja spalenia synagogi”. Twórcy chyba zastosowali ten sam zabieg przy nadawaniu tytułu.

„Kryptonim Polska” całkiem trafnie obrazuje nasz współczesny kraj. Ciągle skłócone ze sobą dwie strony sceny politycznej i ich skrajne zachowania. Chociaż przedstawione w filmie sytuacje wydają się z początku przejaskrawione, to po głębszym zastanowieniu większość z nich ma realną szansę się wydarzyć. 

 

Film nawiązuje, do można by rzec „historycznych wydarzeń”. Choć to akurat moim zdaniem nie było do końca potrzebne. Na starcie jesteśmy świadkami znanej (zwłaszcza z memów) bitwy pod kebabem, nawiązującej do wydarzenia z 2017 roku, które miało miejsce w Ełku. Scena według mnie wypadła nijako i niczego do filmu nie dodała. Rozumiem zamysł, wykonanie jednak było nieco gorsze. Postać szefa ZMR, Romana, który po nieudanym zamachu bombowym na marsz równości, otrzymuje propozycję zostania Wiceministrem, też wydaje się przytykiem w stronę jednego z polityków. Niestety, ten wątek nie został rozbudowany, a szkoda.

Trzeba przyznać, że pomysł na film był naprawdę dobry. Gdyby twórcy podeszli do niego ciut „brutalniej”, wyszłoby to na lepsze. Mimo to uważam, że trafnie odwzorowali dwa skłócone na polskiej scenie politycznej obozy. W skrajny sposób oczywiście, ale jak inaczej mieliby to zrobić w komedii?

Zbyt brutalny, zbyt grzeczny

Trudno jest dokładnie stwierdzić, do jakiego gatunku należy ten film. Mamy przecież mocny wątek miłosny, na którego podstawie moglibyśmy stwierdzić, że jest to komedia romantyczna. Cała fabuła opiera się na polityce, stąd nasuwa się wniosek o komedii politycznej. A do tego wszystkiego dochodzi masa absurdu, wciąż jednak jest go za mało i miejscami jest zbyt bezsensowny, by sklasyfikować „Kryptonim Polskę” jako komedię absurdu.

Z jednej strony film bardzo wulgarny, z drugiej zbyt grzeczny. Wygląda to trochę tak, jakby twórcy nie chcieli obrazić żadnej ze stron, więc zdecydowali się na półśrodki. Przez to niektóre zastosowane przez nich żarty nie śmieszą, a jedynie żenują (co akurat jest częścią wspólną większości polskich komedii).

 

Wrażenia po seansie mam jednak pozytywne. Mimo scen, które wywołały we mnie raczej dreszcz żenady. Na przykład palenie kukły Żyda czy odpowiedź szefa Staszka na zapytanie o umowę o pracę, że ma on 30 Ukraińców, którzy dosłownie zabiliby za tę posadę. Film przerósł moje oczekiwania. Gra aktorska Macieja Musiałowskiego (znanego z „Hejtera”), który wcielił się w rolę Staszka, zasługuje na szczególne wyróżnienie na tle reszty postaci. Chociaż każdy bohater zagrał tak, jak miał to zrobić – za to również wielkie gratulacje.

Polecam ten film każdemu, kto czasem lubi się odmóżdżyć przy polskich komediach. Wiadomo, jakoś bardzo nikogo nie zaskoczy, ale można przy nim całkiem miło spędzić wieczór. A może nawet utożsamić się z głównymi bohaterami? Ileż to Staszków i Poli musi aktualnie mieszkać w Polsce.

 

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe