Klątwa stadionu Radomiaka trwa – Lech oddala się od mistrzostwa

Kibicom Lecha Poznań przez wiele tygodni, jeśli nie miesięcy, będzie śnił się stadion Radomiaka Radom, a w szczególności mecze z udziałem ich ukochanej drużyny. „Kolejorz” kolejny raz nie wywozi stamtąd 3 punktów, jednak w obecnej sytuacji konsekwencje są jeszcze większe. „Duma Wielkopolski” mogła niedzielnym spotkaniem zaprzepaścić szansę na wyprzedzenie Rakowa Częstochowa i zdobycie mistrzostwa.

Zasłona dymna, czyli idealna pierwsza połowa

Lech Poznań rozpoczął mecz najlepiej jak tylko mógł. Najskuteczniejszy zawodnik przyjezdnych, Mikael Ishak, już w 5. minucie meczu strzelił gola. Scenariusz idealny, ponieważ kiedy zespół Nielsa Frederiksena trafia do siatki jako pierwszy, zazwyczaj zgarnia pełną pulę punktów.

Goście nie zwalniali tempa. Po wielu kontratakach i sytuacjach, Lech podwyższył swoje prowadzenie. Filip Jagiełło, który asystował przy pierwszym golu, trafił do bramki. Pomocnik gości wyskoczył wyżej do opadającej piłki niż bramkarz Radomiaka i lekkim lobem skierował ją za linię bramkową. „Kolejorz” w 34. minucie wygrywał już 2:0.

Z odmiennej strony przez pierwsze 45 minut prezentował się zespół João Henriquesa. Radomiak nie zanotował żadnego celnego strzału, a wiele jego ataków nie mogło przejść linii obrońców gości. Defensywa „Dumy Wielkopolski” spisywała się bardzo dobrze, blokując uderzenia „Zielonych” lub wybijając je na rzuty rożne.

Druga połowa wstydem i żenadą

To co wydarzyło się po przerwie nie powinno mieć miejsca w zespole, który walczy o mistrzostwo Polski. Jeden (w dodatku niecelny) strzał przez 45 min – to wynik aktualnie drugiej drużyny PKO BP Ekstraklasy. Lech na drugą połowę wyszedł odmieniony o 180 stopni. Zero pressingu, zero ataku, zero charakteru, tylko próby zatrzymania Radomiaka, który swobodnie poruszał się po połowie „Kolejorza”. Czy goście myśleli, że przejdą tę część meczu wyłącznie obroną? Prawdopodobnie nie przewidzieli, że gospodarze naprawdę mogą strzelić gola kontaktowego, a tak stało się w 79. minucie. Wojciech Mońka, który zmienił kontuzjowanego Bartosza Salamona, podał za plecy do Antoniego Kozubala. Ten nie przyjął piłki, a przechwytem i mocnym strzałem akcję zza pola karnego zakończył Capita Capemba. 

Jak mawia klasyk – 2:0 to niebezpieczny wynik. Gra Lecha nie uległa poprawie – te same nonszalanckie zagrania, brak charakteru i chęci powalczenia o zwycięstwo. „Kolejorz” miał jeden przebłysk, który zakończył się golem kapitana. Co mogło pójść nie tak? Mikael Ishak był na minimalnym spalonym.

Fanatycy „Dumy Wielkopolski” odetchnęli z ulgą, ponieważ ich zespół jednak walczy? Nic z tych rzeczy. Radomiak Radom strzelił wyrównującą bramkę w doliczonym czasie gry po dość niecodziennej akcji. Antonio Milić nie porozumiał się z Bartoszem Mrozkiem i w efekcie drobnego zderzenia obaj minęli się z piłką, a sytuację tą wykorzystał Abdoul Tapsoba. Mecz ostatecznie zakończył się remisem 2:2.

Takimi meczami przegrywa się mistrzostwo

Lech Poznań tym meczem uświadomił wszystkich, że prawdopodobnie nie jest gotowy na najwyższe miejsce. Raków Częstochowa pewnie wygrał swój mecz w 30. kolejce Ekstraklasy i zbliża się do drugiego tytułu mistrza. Przypomnijmy, że przed drużyną Marka Papszuna pozostał jeden mecz z czołówką ligi, czyli z Jagiellonią Białystok, która przegrała z Koroną Kielce 1:3. Lecha natomiast czeka spotkanie z Legią Warszawą, a po wczorajszym meczu można twierdzić, że nie będzie to jedyny trudny przeciwnik zespołu Frederiksena.

Czytaj też: https://flesz.amu.edu.pl/aktualnosci/czwarta-wladza-kiedy-prawda-staje-sie-obowiazkiem/

Obserwuj nas na YT! https://www.youtube.com/@makingofFlesz

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe