Do Eurowizji pozostały niespełna dwa miesiące. Naturalnie, artyści z całej Europy grają gościnne koncerty, pokazują się publicznie i występują w wielu miejscach, żeby zaskarbić sobie serca publiczności jeszcze przed konkursem. Jednym z takich wydarzeń jest Polish Eurovision Party, które odbędzie się 1 kwietnia w Warszawie. Prowadzić je będzie Poli Genova, była reprezentantka Bułgarii z 2016 roku. Na scenie wystąpi wiele artystów związanych z eurowizją, zarówno starych, jak i nowych. Wśród nich między innymi Senhit, Oceana, Let3, Mae Muller czy Vesna. A czy Wy kupiliście już bilety?
Włochy: Marco Mengoni - Due Vite
Kamil Pacholczyk: Choć z piosenek z Italii oczekuje zawsze czegoś z charakterem i energią w tym przypadku, mimo że jest to ballada, a nie jestem jej fanem, jestem całym sercem za tą piosenką. Zdecydowanie na plus jest podejście samego wokalisty do śpiewania piosenki i do tego w tle instrumenty, które nadają charakteru. Nie jest to materiał na zwycięzcę, ale będzie wysoko w tabeli. Ocena 3.5/5
Emilia Gabler: Włosi na Eurowizji zawsze się świetnie prezentują i trafiają w moje gusta. Nieważne, czy to energiczny kawałek, czy spokojna ballada jak tym razem, potrafią skraść mi serce. Myślę, że to przede wszystkim kwestia wykonań w ojczystym języku, który sam w sobie również jest przepiękny (włoskie i francuskie piosenki, moje osobiste faworyty). Z wszystkich tegorocznych ballad, które miałam przyjemność przesłuchać, to właśnie Marco ukazał emocje, których wszędzie wcześniej mi brakowało. Piękne wykonanie na żywo, zdaje się nawet bezbłędne. Nie wiem tylko, czy jest to piosenka na top 10, ale trzymam za nią mocno kciuki. Ocena: 4/5
Krystian Pabianiak: Marco Mengoni powraca i ma całkiem poprawną piosenkę. Występ bardzo typowy dla włoskich reprezentantów – można go, chociażby porównać z niedawnym „Fai Rumore”. Zwykle spokojnie zająłby miejsce w top 10, ale ten rok jest trochę inny. Królować zdaje się odmienność i show, a utwór Marco, poza byciem bardzo dobrze zaśpiewanym, właściwie nie daje od siebie nic więcej. Obawiam się, że to może nie być wystarczające, żeby wybić się wśród wielkich osobowości i groteskowych wizji reszty uczestników. Ocena: 3/5
Miłosz Polak: Kolejne na naszej liście państwo należące do Wielkiej Piątki. Początkowo utwór Marco zaczyna się smętnie i może zniechęcać do dalszego odsłuchania, ale im dłużej się go słucha, tym lepiej on brzmi. W dodatku piękny język włoski dodaje temu utworowi klimatu i sprawia, że przyjemnie się go słucha. Nie jest to najlepsza propozycja spośród 37 państw, które wystąpią w tym roku w Liverpoolu, ale jeżeli wejdzie do top 10, to nie będę protestował. Ocena: 3,5/5
Patryk Szymański: Marco po 10 latach powraca na Eurowizję i trzeba powiedzieć, że robi to w świetnym stylu. Język włoski zaraz po francuskim jest moim ulubionym, więc praktycznie już od pierwszych słów utwór mnie zachwyca. Wokalistę chciałbym pochwalić przede wszystkim za bezbłędne wykonanie na żywo, a także za okazywane emocje. “Due Vite” jest balladą typową dla występów tego kraju w konkursie, jednak zdecydowanie ma w sobie coś niezwykłego. Nie jest to materiał na zwycięstwo, ale sądzę, że Marco powalczy o czołowe lokaty. Ocena: 4/5
Zofia Kopyto: Ballady na Eurowizji, rzadko kiedy mnie przekonują i tym razem “Due Vite”, nie przypadło mi do gustu. Klimat występu uważam za przestarzały, nieprzyciągający szczególnej uwagi widza. Głosowi wokalisty nie mogę zarzucić niczego – śpiewa bezbłędnie i emocjonalnie podchodzi do wykonania. Utwór można by urozmaicić bardziej żywiołową ścieżką dźwiękową. Ocena: 2,5/5
Australia: Voyager - Promise
Kamil Pacholczyk: Muzyka, która od początku mnie zaciekawiła. Po Australii akurat tego gatunku muzyki się nie spodziewałem. Przejścia ze spokojnej muzyki na rockowe może lekko “obudzić” słuchacza i zainteresować go ponownie. Czekam jednak z choreografią i scenografią, która może tutaj zrobić równie dobrą robotę, jak występ. Ocena: 3.5/5
Emilia Gabler: Na samym początku piosenka wpadła mi w ucho. Refren trochę zepsuł to pozytywne wrażenie. Piosenka świetnie nadaje się do słuchania podczas jazdy samochodem. Jako jedna z pozycji w Konkursie – totalnie nie. W zestawieniu z większością tegorocznych utworów Promise wypada po prostu słabo, bo niczym się nie wyróżnia. Ocena: 2/5
Krystian Pabianiak: Bardzo ciekawa i nietuzinkowa propozycja od Australii. Pierwszy raz w historii wysyłają zespół i chyba pierwszy raz stawiają na pop-rockowe brzmienie (zmieszane z synthem i screamem?) Lubię jej słuchać, ale nie ma żadnego specjalnego wyróżnika. Jeśli dobrze zaśpiewają na żywo i dodadzą do tego jakąś ciekawą scenografię, to widzę dla nich miejsce w finale. Ocena: 2,5/5
Miłosz Polak: Utwór Australii brzmi dobrze, połączenie rocku i popu kojarzy mi się z eurowizyjnym brzmieniem. Są też słabe strony tej piosenki – nie wyróżnia się ona aż tak mocno, jak niektóre inne. Sądzę, że Australii uda się wejść do finałów, ale na top 10 dla tego zespołu bym nie liczył. Może jednak czas, abym się w końcu na Eurowizji porządni zdziwił? Trudno powiedzieć jak widzowie i jury zareagują na tegoroczny występ Australii. Ocena: 2,5/5
Patryk Szymański: Chyba najsłabsza propozycja Australii od początku ich startów w Eurowizji, czyli roku 2015. Zespół Voyager otarł się o zwycięstwo w krajowych preselekcjach rok temu, szkoda więc, że nie udało im się utrzymać wysokiego poziomu i wysyłają na konkurs zadziwiająco słabą propozycję. O ile same zwrotki nie są takie złe, tak refren jest dla mnie zbyt generyczny, i w ogóle nie zapada w pamięć. Liczę jednak na to, że prezentacja na scenie w Liverpoolu uratuje trochę ten utwór, ponieważ ma on zdecydowanie potencjał na dobre show. Ocena: 1,5/5
Zofia Kopyto: W tym roku Australia zaskakuje, nie spodziewałam się po niej rockowego zespołu. Wydaje mi się, że nie wszystkie części utworu dobrze się łączą. Przeskok pomiędzy spokojnym początkiem i mocno rockowym refrenem za bardzo się odcina. Również w przypadku tła występu, brakuje spójności: plaża, neony, skała? Wokal piosenkarza jest po prostu poprawny. Ocena: 2,5/5
Finlandia: Käärijä - Cha Cha Cha
Kamil Pacholczyk: Kolejna piosenka z cyklu “będzie zapamiętana”. W tym przypadku wydaje mi się, że całość piosenki odgrywa choreografia, ujęcia kamery oraz scenografia. Choć sam głos jest zdecydowanie przewodnim aspektem piosenki, ten gatunek nie przemawia do mnie. Chociaż Finlandia ma już utwory w swojej historii, do których się powraca. Ocena: 2/5
Emilia Gabler: Staging robi swoje i zdecydowanie przyciąga uwagę widza. Wydaje mi się, że jest nawet trochę mocniejszą stroną występu, niż sam wokal. Chociaż utwór jest interesujący, to jednak jego wykonanie nie jest porywające. Bez wątpienia Cha Cha Cha to jedna z ciekawszych tegorocznych propozycji. Myślę, że zajmie wysokie miejsce w samym Finale, ale nie będzie to wygrana. Mimo to potrafię zrozumieć, dlaczego niektórzy mocno stawiają na Finlandię. Ocena: 3.5/5
Krystian Pabianiak: Finlandia idzie po zwycięstwo! Käärijä to bez wątpienia mój tegoroczny faworyt (mimo że Loreen może mieć większe szanse). Każda sekunda jego wystąpienia na żywo to czyste złoto. Nie potrafię wytłumaczyć nawet szaleństwa, które dzieje się na scenie – od tancerzy Cha Cha na smyczy, przez ekspresje twarzy artysty aż po wesołą rekreację ludzkiej stonogi. Poza bardzo wciągającymi elementami wizualnymi piosenka sama w sobie też jest dobra – codziennie leci na mojej playliście przynajmniej raz i ożywia mój humor. Czy to już obsesja? Być może, ale nie jest mi z tym głupio. Ocena: 5/5
Miłosz Polak: Jestem prawie pewien, że to na Finlandię oddam swój głos w tym roku. Piosenka ta jest niecodziennym połączeniem rocku, popu oraz techno. Mam pewne wrażenie, że niektóre momenty występu inspirowane są hardbassem, który swego czasu był popularny w tym regionie Europy. Finlandia słynie już z jednej wygranej przy użyciu niecodziennego utworu, więc możliwe, że to egzotyczne połączenie zdobędzie sporo punktów w głosowaniach. W dodatku ojczysty fiński język i pokazowy występ pozwalają mi uznać to za dotychczas najlepszy dla mnie utwór na tegorocznej Eurowizji. Muszę się jednak do jednej małej rzeczy przyczepić. Według mnie wystarczyłoby samo połączenie rocku i techno, gdyż pop – za którym na co dzień nie przepadam – dodaje temu świetnemu utworowi nieco normalności. To egzotyczność zapewnia Kääriji oryginalność i według mnie – wysoką punktację w finale Eurowizji, do którego na pewno Finlandia się według mnie dostanie. Finowie pozostają dla mnie bez konkurencji! Ocena: 5/5
Patryk Szymański: Na tegoroczną propozycję Finlandii jest wśród wielu fanów Eurowizji duży hype i trudno się dziwić. Pomimo początkowego zaskoczenia, już od połowy piosenki sam zacząłem nucić sobie słynne Cha Cha Cha. Nie da się przejść obok tego utworu obojętnie, charyzmatyczny wokalista, świetni tancerze i muzyka, która nie chce wypaść z głowy – to wszystko powinno zapewnić krajowi w maju bardzo wysoki wynik, a kto wie, może nawet miejsce na podium? Ocena: 4/5
Zofia Kopyto: “Cha Cha Cha”, przypomina mi Dragostea din tei Majahi Majahoo – w obydwu przypadkach kompletnie nie wiesz, co się dzieje. Być może łatwiej byłoby mi docenić ekscentryczność tego występu, gdyby nie drewniane palety, które nie wiedzieć czemu znalazły się w centrum sceny, blokując ruchy tancerzy. Nie da się jednak zignorować wielkiej charyzmy wokalisty i świetnie wykonanej choreografii. Ocena 3,5/5
San Marino: Piqued Jacks - Like An Animal
Kamil Pacholczyk: Nasze drogie San Marino… Choć nie chcę być uszczypliwy co do głosu wokalisty – jego wokal bardziej pasowałby do piosenek na ranczach niż na Eurowizji. Brakuje mi też show, dzięki któremu widzowie zapamiętają ja i zechcą głosować. Obawiam się, że zniknie ona w odmętach pamięci konkursu Eurowizji. Ocena: 1/5
Emilia Gabler: Jest coś przyciągającego w głosie wokalisty i linii melodycznej utworu. Chociaż niestety muszę postawić dużego minusa za porównywanie ludzi do zwierząt – nie mój typ liryki, chociaż może niektórzy to doceniają. Nie wiem kto. Brakuje też show, bo San Marino na pewno samą piosenką się tu nie obroni. Nie jestem ani zachwycona, ani zniesmaczona. Chciałabym usłyszeć Picqued Jacks w czymś innym, bo to mogłoby być naprawdę dobre. Ocena: 2.5/5
Krystian Pabianiak: San Marino jak zwykle na samym dole stawki. Nie wierzę, że spośród 106 piosenek w preselekcjach to właśnie ta była najlepsza. Utwór lirycznie można podsumować jako „sex predator – the song”. Takie też mają nastawienie, co ogólnie tworzy atmosferę niesmaku i zaniepokojenia. Jedyne co mogę im dać, to że refren po kilku przesłuchaniach na trochę zostaje w głowie, chociaż nie jest to najprzyjemniejsze uczucie. Ocena: 1/5
Miłosz Polak: Piosenka San Marino ma dziwne brzmienie, są momenty, w których wokalista brzmi wręcz denerwująco. Zdecydowanie nie jest to mój typ muzyki. Nie jest to najgorszy utwór, który prezentowany jest w tym roku w Liverpoolu, ale nie sądzę, aby dostał się do finałów. Najprawdopodobniej przepadnie wśród innych perełek, takich jak Finlandia, Chorwacja – czy Szwecja. Ocena: 1,5/5
Patryk Szymański: Gdyby ktoś spytał mnie o synonim słowa nijakość, odpowiedziałbym, że jest to piosenka “Like An Animal”. Wraca stare dobre San Marino, które regularnie (z małymi wyjątkami) okupuje końcowe miejsca w półfinałach. Głos głównego wokalisty jest dla mnie ciekawy, jednak nie ratuje to w żaden sposób fatalnego utworu. Wizualizacje i prezentację sceniczną pozostawię bez komentarza. Ocena: 0,5/5
Zofia Kopyto: San Marino postawiło na indie rockowy zespół, z dużym potencjałem i średnio udanym tekstem. Melodycznie i wokalnie “Piqued Jacks”, totalnie trafili w mój gust i chętnie posłuchałabym ich w radiu, ale to trochę za mało, żeby przebić się na Eurowizji. Wokalista wydaje się nieco spięty podczas występu i przez to brakuje mu charyzmy. Ocena: 2,5/5
Holandia: Mia Nicolai & Dion Cooper - Burning Daylight
Kamil Pacholczyk: Kolejny wyjątek, który potwierdza, że ballady jednak do mnie przemawiają. Wokaliści, którzy bardzo dobrze radzą sobie z utworem. Piosenka wprowadza w uspokojenie i wyciszenie, ale nie znużenie i senność. Jednak teledysk, a występ na żywo to co innego. W drugiej opcji trzeba zagrać przede wszystkim emocjami, które muszą być widoczne w wykonaniu. Ocena: 4/5
Emilia Gabler: Dziwi mnie, że ten utwór trafił na Eurowizję. Osobiście uważam go za piękną balladę z bogatą warstwą liryczną, lepszą niż posiada większość tegorocznych utworów. Nie pasuje mi jednak do Konkursu. “Burning Daylight” musiałoby zrobić niesamowicie dopracowany i zaskakujący staging, żeby przebić się w półfinale, inaczej tego nie widzę. Kto wie, może jeszcze się zdziwimy. Póki co, sukcesu nie wróżę. Ocena: 2.5
Krystian Pabianiak: Ambitna propozycja, którą próbował promować sam Duncan Laurence. Tym razem Holandia wystawia duet z popową balladą, która jest swoistym pożegnaniem życiowej rutyny i metaforą nowego początku. Piosenka brzmi dobrze, ale nie jest to nic, czego wcześniej nie słyszeliśmy. Przypomina mi nieco „Arcade”, ale śpiewane na dwa głosy. Musiałaby nas bardzo oczarować na żywo, żeby znaleźć miejsce w topowej dziesiątce, chociaż tutaj martwiłbym się nawet o finał. Mają to nieszczęście, że startują w pierwszym półfinale, który bardzo wysoko stawia poprzeczkę. Głosuje tam wyłącznie publiczność, więc bardziej smętne występy mogą zostać po prostu zjedzone. Ocena: 2,5/5
Miłosz Polak: Utwór Holandii nie brzmi źle, można go sobie puścić wieczorem na uśpienie albo by się trochę wychillować. Nie sądzę jednak, aby zyskał on sporo fanów, co potwierdzają stosunkowo niskie notowania bukmacherów dla Holandii. Jest szansa na wejście do finału, ale nie obstawiałbym na pewno top 10, czy też wygranej dla Holandii w tym roku. Takich utworów na Eurowizji jest zawsze sporo. Zasługują one na uznanie i brawa dla artystów – ale niestety na nic więcej. Ocena: 2,5/5
Patryk Szymański: Kolejna w tym roku ballada, jednak trzeba przyznać, że słucha się tego całkiem przyjemnie. Zarówno zwrotki, jak i refren stoją tutaj na wysokim poziomie. Po pierwszym odsłuchaniu utworu ma się ochotę odtworzyć go ponownie, co niewątpliwie jest już plusem. Głosy Mii i Diona świetnie się uzupełniają, jestem niezwykle ciekaw, jak będą się prezentować razem na scenie. Ciężko stwierdzić czy jest to propozycja na finał (szczególnie, że w półfinałach głosują sami widzowie), jednak liczę na to, że Holandia zostanie doceniona, bo moim zdaniem na to zasługuje. Ocena: 2,5/5
Zofia Kopyto: “Burning Daylight”, to piękny utwór zarówno wokalnie, jak i lirycznie. Wprowadza odbiorcę w stan spokoju i melancholii, nie nudząc zarazem. Martwię się jednak, jak Mia i Dion, poradzą sobie z przekazaniem ogromu emocji widocznych w teledysku, na scenę. Poza tym mocno trzymam kciuki za Holandię. Ocena: 3,5/5