Żużel, to dyscyplina może nie bliźniacza, ale na pewno mocno pokrewna motocrossowi. Żużlowcy często zaczynają swoje kariery właśnie od wyścigów na hopach, a wielu zawodników traktuje również ten sport jako element treningu do sezonu żużlowego. Swoich sił na motocrossie próbował również mój dzisiejszy rozmówca Daniel Kaczmarek, m.in. dwukrotny żużlowy Młodzieżowy Indywidualny Mistrz Polski oraz dwukrotny medalista Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych. Ostatnio zawodnik pierwszoligowej Unii Tarnów, a od przyszłego sezonu TŻ Ostrovii Ostrów Wielkopolski.
Pasja do żużla
Mateusz Kmiecik: Skąd wzięła się pasja do żużla i jakie były Pana początki?
Daniel Kaczmarek: Od dziecka mieszkałem blisko stadionu w Lesznie. Zacząłem chodzić na mecze z tatą i dziadkiem. Później spróbowałem swoich sił na motocrossie, a następnie był żużel. Stwierdziłem, że bardziej podoba mi się ten sport i tak to się zaczęło.
MK: Kto jest Pana idolem?
DK: Pierwszymi zdecydowanie Leigh Adams i Damian Baliński. Teraz najwięcej staram podpatrywać się Bartka Zmarzlika.
MK: Odejście z Leszna było dla wielu ogromnym zaskoczeniem, szczególnie że został Pan wcześniej MIMP. Czy faktycznie jedynym powodem takiej decyzji był brak pewności jazdy w lidze?
DK: Chciałem się rozwijać, a najlepszym miejscem do najczęstszej jazdy z najlepszymi był Toruń w tamtym momencie.
MK: Z perspektywy czasu, była to dobra decyzja?
DK: Uważam, że tak.
Gadanie zostawiam innym, ja jestem od jazdy
MK: Zdobył Pan w trakcie kariery juniorskiej wiele medali. Wydawać by się mogło, że zawodnik z takimi osiągnięciami z miejsca powinien zostać przynajmniej solidnym ekstraligowcem, jednak nie zawsze dzieje się to od razu. Podobnie wygląda to u Pana. Jaki jest tego powód? Czy to być może zbyt duża ambicja?
DK: Może zbyt duża ambicja dziennikarzy i „ekspertów „. Postanowiłem zejść do 1. Ligi, aby się spokojnie rozwijać i zamierzam kontynuować ten plan. Co do tych opinii nie zamierzam się wypowiadać.
MK: Dwa złote medale MIMP czynią Pana jednym z najbardziej utytułowanych zawodników w historii tych zawodów. W tych dwóch turniejach zdobył Pan łącznie 29 punktów, a jednak i tak niektórzy uważają, że są to medale trochę przypadkowe, deprecjonując jednocześnie te osiągnięcia. Czy takie głosy bolą? Nie denerwuje się Pan z tego powodu?
DK: Nie obchodzą mnie takie głosy. Mnie już tego nikt nie zabierze i mogą tylko sobie dyskutować, ale to ja wsiadłem na motocykl, pokonałem rywali i zdobyłem najwięcej punktów. Gadanie zostawiam właśnie tym osobom, o których Pan mówi, ja jestem od jazdy
MK: Przejście, wraz z rozpoczęciem wieku seniora, ligę niżej wydawało się bardzo rozsądne. Pierwszy sezon w Tarnowie był co najmniej przyzwoity, jednak ten rok był już bardzo nieudany. Spotkał się Pan z tym, czego tak bardzo chciał uniknąć wcześniej w Lesznie, czyli z brakiem regularnej jazdy. To była główna przyczyna słabszego sezonu? Opóźnienie rozpoczęcia rozgrywek miało jakieś znaczenie?
DK: Z perspektywy czasu wydaje się, że jednak miało. Nie było gdzie trenować, siedzieliśmy w domu, a ja potrzebuje dużo jazdy. Był rok, jaki był. Mało jeździłem, a co za tym idzie, nie było wyników. Teraz idzie nowy sezon i nowe wyzwania. Jestem podekscytowany i pracuję nad tym, aby ten sezon był jak najlepszy.
MK: Teraz przechodzi Pan do Ostrowa. Wcześniej kilku zawodników trafiło tutaj, aby się odbudować. Każdy z nich chwalił sobie współpracę z Mariuszem Staszewskim, który bardzo im pomógł. Wystarczy, chociażby popatrzeć na to, jak z roku na rok coraz lepiej radzi sobie Nicolai Klindt. W Ostrowie również nie ma Pan pewnego miejsca w podstawowym składzie. Zatem, czy to trener Ostrovii był głównym powodem, dla którego przyszedł Pan do klubu z Wielkopolski?
DK: Na pewno najbardziej się do tego przyczynił. Miałem z trenerem najlepszy kontakt. Widzę, jak jest prowadzona i budowana drużyna w Ostrowie. Podoba mi się ten klimat i to jak trener Staszewski wraz z Prezesem Górskim dbają o zawodników.
„Wrócić do dobrej i pewnej formy”
MK: Czuje Pan, że przyszły sezon może być jedną z ostatnich szans, aby wrócić do starej formy, czy raczej nie podchodzi Pan tak do tego?
DK: Do formy można zawsze wrócić, ale tak jak mówisz, przyszły sezon daje mi najlepsza możliwość, aby to wykorzystać.
MK: W 2014 roku brał Pan udział w skandalicznym spotkaniu w Ostrowie Wielkopolskim, kiedy to zgasło światło. Pamięta Pan coś z tego dnia jeszcze?
DK: Tak pamiętam, bo nawet światło zgasło 10 sekund przed puszczeniem taśmy w biegu, w którym miałem wystartować
MK: Większości osób, którzy byli wtedy w klubie, już w nim nie ma. Czy te wszystkie afery, które miały miejsce w Ostrowie mogą odstraszać zawodników? Czy w Pana przypadku miało to jakieś znaczenie?
DK: Nie, ponieważ z tamtej ekipy nie ma już nikogo w Ostrowie.
MK: Jaki cel na przyszły sezon? W lidze, ale także w zawodach indywidualnych.
DK: Wrócić do dobrej i pewnej formy, być pewnym punktem zespołu. Indywidualnie wjechać do wszystkich finałów.
MK: Największe żużlowe marzenie?
DK: Na ten moment być dobrym i jasnym punktem zespołu, a w przekroju całej kariery zdobyć mistrzostwo świata.
Zdjęcia: archiwum prywatne – Instagram