Bez lidera na miliardera
,,Lwy z Częstochowy” w fazie zasadniczej zajęły 2. miejsce. Aspiracją Artura Sukiennika, czyli głównego sponsora klubu był medal. „Siara” nie szczędził środków, a jego drużyna składała się z plejady gwiazd żużla: Emila Sajfutdinowa, Rune Holty, Grigorija Łaguty, a także Michaela Jepsena Jensena. W składzie był również Rafał Szombierski, który znacząco przyczynił się do utrzymania drużyny w 2012 roku.
W fazie play-off drużyna z Częstochowy trafiła na Unibax Toruń, którego udziałowcem był miliarder Roman Karkosik. Unibax w swoim składzie posiadał m.in. aktualnego mistrza świata Chrisa Holdera, Adriana Miedzińskiego, niesamowitego Darcy’ego Warda, Tomasza Golloba, a także świetnego juniora w postaci Pawła Przedpełskiego.
Pierwszy półfinałowy mecz pomiędzy tymi drużynami odbył się w ,,Grodzie Kopernika”. W 7. biegu zawodów doszło do dramatu. Adrian Miedziński docisnął do płotu Emila Sajfutdinowa, a ten upadł prosto pod jadącego Kamila Brzozowskiego. „Baszkirska torpeda” została przejechana przez rywala, czego skutkiem była złamana ręka. Rosjanin, który w Grand Prix bił się o mistrzostwo świata w tamtym momencie zakończył sezon. Mecz skończył się wynikiem 49:41 dla torunian, lecz po spotkaniu więcej mówiło się o dziwnych decyzjach sędziego. Jak można przeczytać w materiale Arkadiusza Adamczyka na łamach Przeglądu Sportowego: „Pierwszy mecz prowadził Wojciech Grodzki i już w 1. biegu powinien ukarać Adriana Miedzińskiego za niebezpieczną jazdę. W kolejnym wyścigu wykluczony został junior gości – Artur Czaja, chociaż wina była po stronie zawodnika z Torunia, Pawła Przedpełskiego.”
– Apeluję do władz Ekstraligi, by w końcu dostrzegli, w którym kierunku to zmierza. Mam informacje, że ludzie związani z toruńskim klubem non stop kręcili się podczas meczu w pobliżu sędziego – mówił po zawodach zdenerwowany Sukiennik.
Po słabszym występie Ryana Sullivana sztab szkoleniowy Unibaxu Toruń zastosował zastępstwo zawodnika za kontuzjowanego Chrisa Holdera. Australijczyk nabawił się poważnej kontuzji podczas zawodów w Coventry. Uraz ten sprawi, że mistrz świata z 2012 roku nigdy nie wróci do dawnej formy.
Kontrowersja na dzień dobry
Mecz rewanżowy w Częstochowie zapowiadał się niezwykle emocjonująco. „Lwy”, aby wejść do wymarzonego finału, musiały odrobić 8 punktową stratę. W dwóch pierwszych biegach dwukrotnie padł wynik 4:2 dla gospodarzy. W trzeciej gonitwie wszystko wskazywało na to, że goście z Torunia doprowadzą do remisu. Tomasz Gollob i Darcy Ward jechali bowiem na podwójnym prowadzeniu, lecz na 2. łuku 2. okrążenia upadł Rafał Szombierski.
Kółko później Tomasz Gollob omalże nie najechał na jego motocykl, ponieważ Marek Wojaczek nie przerwał biegu. Sędzia zawodów po kilku analizach powtórek postanowił przyznać „Szuminie” czerwoną kartkę za niesportowe zachowanie, co było pierwszym takim przypadkiem w historii Ekstraligi. Szombierski twierdził, że zapoznał się z nawierzchnią toru z powodu defektu, a nie wstawał, ponieważ miał uszkodzony kręgosłup i nie chciał ryzykować pogłębienia urazu.
– Nie dziwię się, że sędzia tak zadecydował, bo już trzeci raz sędziuje mnie w tym sezonie i trzeci raz dmuchałem na alkomacie. Trzeci raz byłem trzeźwy, ale coś chyba jest z nim nie tak – dodał w wywiadzie na żywo z Nsport+.
Wychowanek ROW-u Rybnik następnie próbował zadzwonić do sędziego z budki. Chciał wytłumaczyć, że ma uszkodzony kręgosłup i dlatego leżał na torze, lecz Marek Wojaczek szybko zakończył dyskusję i podtrzymał decyzję.
– To dlaczego w ogóle wsiadał na motocykl? To był jego punkt widzenia. Nikt nigdy mi tej decyzji nie zarzuci jako błędnej – powiedział po latach arbiter tamtego spotkania w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego.
W powtórce goście odnieśli podwójny triumf, a Holta omalże nie wyjechał na ostatnim łuku dwoma kołami poza linię.
Finał wymykał się z rąk
Czerwona kartka dla Szombierskiego oznaczała, że na placu boju pozostało trzech seniorów Włókniarza. Ponadto jeden z juniorów musiał pojechać w ramach zastępstwa za Emila Sajfutdinowa. Po I serii startów doszło do awarii polewaczki. Stąd zastosowano zastępstwo w postaci wozu strażackiego, który wlał na tor trochę za dużo wody. Po kilkuminutowej przerwie mecz wznowiono.
W tamtym momencie częstochowianie bardziej się bronili, aniżeli atakowali. Po 6. biegu zawodnicy Unibaxu wyszli nawet na prowadzenie, lecz po dwóch seriach startów to ,,Lwy” miały dwupunktową przewagę. Kolejna seria startów zakończyła się remisem. W ostatnich gonitwach fazy zasadniczej było jasne, że zawodnicy Włókniarza Częstochowa muszą wypracować sobie przewagę, aby mieć szansę na awans do finału. Problem polegał na tym, że o ile „Lwy” wygrały 4:2 bieg numer 12, o tyle w kolejnym… Unibax odrobił tę stratę. Przed biegami nominowanymi na tablicy wyników widniał remis. Oznaczało to, że gospodarze musieli wygrać dwie ostatnie gonitwy podwójnie, aby awansować do wielkiego finału.
Jak zrodził się największy mit w historii polskiego żużla?
Wykluczenie Szombierskiego sprawiło, że Włókniarz dysponował tylko trzema seniorami, a zz-tkę zgodnie z zasadami stosuje się tylko w części zasadniczej. Oznaczało to, że 14. bieg trzeba będzie odjechać w niepełnej obsadzie. Po zgodzie od m.in. Leszka Demskiego za tzw. puste pole wstawiono młodzieżowca Artura Czaję. Partnerem juniora w tej gonitwie był Grigorij Łaguta. Czaja prowadził od startu, ale Rosjanin utknął za Adrianem Miedzińskim, a także Pawłem Przedpełskim. Starszy brat Artioma robił wszystko, aby minąć duet gości i na początku ostatniego okrążenia… wjechał pomiędzy nich.
– ŁAGUTA MIĘDZY DWÓCH, CO TU SIĘ DZIEJE!? ROBI TO, ROBI TO GRIGORIJ ŁAGUTA!… Pierwszy jest Czaja, a drugi jakkolwiek by to brzmiało niewiarygodnie GRIIIIGOORIIIJ ŁAGUIITAAA! – wykrzyczał komentator żużla, Tomasz Dryła.
Gospodarze tym samym przedłużyli szansę na awans do finału, ale zadanie nie było łatwe. Naprzeciwko Rune Holty i Michaela Jepsena Jensena stanęli Tomasz Gollob i niepokonany tamtego dnia Darcy Ward. Australijczyk wyskoczył do przodu i pewnie prowadził. Norweg z polskim paszportem z kolei wyprzedził z tyłu mistrza świata z 2010 roku, lecz ten chcąc odzyskać swoją pozycję, doprowadził do groźnego upadku. Gollob i Holta po kilku minutach wstali, a Marek Wojaczek wykluczył z powtórki tego pierwszego.
Osamotniony Darcy Ward musiał pokonać duet rodowitych Skandynawów. Jepsen Jensen zamknął go, a Holta napędzając się po zewnętrznej, dołączył do Duńczyka. Na drugim łuku Australijczyka pociągnęło i duet „Lwów” uciekł bardzo do przodu.
Chcieli cudu gospodarze z Częstochowy, to być może zaraz go będą mieć. Ludzie tutaj nie dowierzają co się dzieje! – mogli usłyszeć telewidzowie.
Kibice byli już niemal pewni finału.
– Czy z kolei ja myślałem, że Włókniarz już wtedy ma finał? Ja, kiedy komentuję zawody żużla, to chyba o niczym nie myślę (śmiech). Emocje udzielały się mnie i współkomentatorowi. Raczej nie było na szybko analizy, czy Włókniarz ma finał, bo tam każde kolejne okrążenie mogło zmienić finalistę. Ja starałem się zrobić wszystko, aby jak najlepiej przekazać te emocje, które czułem – powiedział Tomasz Dryła w jednej z rozmów ze Stalą Gorzów.
Dramatyczne ostatnie okrążenie
Na ostatnim okrążeniu cały stadion zamarł. Rune Holta zwolnił, a Tomasz Dryła wypowiedział niemalże już kultowe w środowisku słowa „DEFEKT TERAZ! TO JEST SZALEŃSTWO, TO JEST NIEWYOBRAŻALNA SPRAWA! WARD JEST DRUGI”.
– Wiadomo, że kiedy dzieją się takie rzeczy, jedna po drugiej, to emocje się udzielają. Ja kocham żużel, więc gdy dzieje się coś niecodziennego to ze mnie wychodzą takie rzeczy. Miło mi jest, że ludzie wspominają to z uśmiechem, a nie np. z myślą „co on pierdzielił’ – stwierdził komentator żużla z Canal+ Sport.
Defekt… nic by nie zmienił, więc skąd ten największy mit w historii polskiego żużla?
Jepsen Jensen dojechał do mety przed Wardem, lecz i tak było już wiadome, że to „Anioły” wejdą do wielkiego finału. Niemniej nawet gdyby Holta nie zanotował defektu, to… finału by nie było. Decyzją władz Ekstraligi zweryfikowano wynik 14. biegu i Artur Czaja stracił 3 punkty. Zgodnie z zasadami za tzw. puste pole nie wolno było wstawić juniora. Sam fakt, że osoby decyzyjne wyraziły na to zgodę był gigantycznym błędem. Część kibiców żużla zastanawia się, czy wręcz dobrze się stało, że Holta zdefektował, bo inaczej mielibyśmy do czynienia z jeszcze większą kontrowersją.
Mecz zakończył się finalnie wynikiem 44:42, a Włókniarz Częstochowa zakończył sezon 2013 bez medalu. Torunianie z kolei zajęli 2. miejsce, które niemalże im odebrano. Cały rok zwieńczyła bowiem ucieczka reprezentantów Unibaxu z finału w Zielonej Górze. O jej konsekwencjach, które doprowadziły do zbudowania tak zwanej drużyny marzeń z 2014 roku, opowiemy w innym materiale.
Drużyna spod Jasnej Góry w kolejnym sezonie z kolei popadła w tak wielkie problemy, że Częstochowa wkrótce potem zniknęła z żużlowej mapy Polski na rok. Na medal z kolei fanom „Lwów” przyszło poczekać aż do 2019 roku.
– Nie jestem pewny, czy Włókniarz stracił w 2013 roku mistrzostwo, bo pamiętam za dużo „pewniaków”, którzy skończyli bez medalu. W żużlu złoto nie ucieka. W żużlu walczy się o nie do ostatniego meczu, ostatnich sił i ostatniego łuku ostatniego okrążenia. A co by było gdyby…? Takich historii było pełno i można byłoby o tym rozmawiać godzinami – podsumował całość Tomasz Dryła.