Ikoniczne występy, kontrowersje, niezapomniane kreacje
VMA to wydarzenie, które w latach świetności uznawane było za epicentrum popkultury. Pierwsze rozdanie nagród miało miejsce w 1984 r. Wtedy Madonna wyłoniła się z gigantycznego tortu i w prowokacyjnej sukni ślubnej wykonała swój wielki hit „Like a Virgin”. Kolejne edycje przyniosły dziesiątki równie spektakularnych i szeroko komentowanych momentów. Właśnie na tej gali Michael Jackson prezentował słynny moonwalk, swoje pierwsze kroki na scenie stawiała Britney Spears, Lady Gaga odbierała statuetkę w mięsnej sukni, a Kanye West wtargnął na scenę, aby przerwać przemówienie Taylor Swift. Zdaje się jednak, że od kilku lat, widowisku czegoś brakuje. Z roku na rok ogląda je coraz mniej ludzi, a o występach zapomina się zwykle już kolejnego dnia. Jak było tym razem?
Line up nie zrobił wrażenia
W połowie wakacji, na profilach społecznościowych MTV tradycyjnie zaczęły pojawiać się materiały promujące kolejną galę VMA, nominacje oraz zapowiedzi występujących artystów. O ile do nominacji raczej nie można było się przyczepić, gwiazdorski skład, mający uświetnić widowisko swoimi występami, okazał się pierwszym sporym rozczarowaniem. Nie chciałem jednak od razu skreślać szans na udane show, dlatego mimo słabej zachęty, postanowiłem nie przerywać własnej tradycji i po raz kolejny zasiąść o drugiej rano przed telewizorem. Czy było warto?
Nicki Minaj i Taylor Swift królowymi wieczoru
Zacznę od pozytywów. Zgodnie z oczekiwaniami nie zawiodła raperka Nicki Minaj, która odebrała specjalną nagrodę Vanguard, przyznawaną artystom z najbardziej imponującymi i zestawami niezapomnianych i nagradzanych teledysków. Nicki wystąpiła z ponad dziesięciominutowym medley’em największych hitów. Nie zabrało też najnowszego przeboju „Super Freaky Girl”. Show było raczej przewidywalne, ale spełniło swoje zadanie i przekrojowo ukazało karierę Minaj w charakterystycznym dla niej, przesłodzonym stylu. Tylko czy Nicki rzeczywiście była gwiazdą wieczoru? Niekoniecznie. Ku zaskoczeniu fanów na gali pojawiła się Taylor Swift, która (prywatnym odrzutowcem) wróciła do domu z trzema statuetkami. Artystka zaprezentowała się w niezwykle efektywnej, srebrnej kreacji – z pewnością nie można było oderwać od niej wzroku. Odbierając najważniejszą nagrodę wieczoru za teledysk roku, przyćmiła wszystko, co do tej pory się wydarzyło i ogłosiła, że już w październiku wyda swój dziesiąty album. Nowina zelektryzowała media i fanów na całym świecie.
A reszta?
Zgodnie z przewidywaniami, większość występów była poprawna, ale nijaka, a wręcz nudna. Na próżno szukać przełomowych efektów specjalnych, ciekawych choreografii, rekwizytów. Przeszkadzało również to, że wśród publiczności zabrakło dużej części nominowanych. Na tle tego bezbarwnego, pozbawionego emocji spektaklu, warto jednak wyróżnić charyzmatyczną i zabawną Lizzo, perfekcyjnie przygotowane dziewczyny z Blackpink oraz Jacka Harlowa, który zaprosił na scenę legendarną Fergie, zapewniając widowni nieco nostalgii. Nie obyło się bez kontrowersji. Podczas występu włoskiego zespołu Måneskin doszło do wpadki, która została ocenzurowana przez producentów i wprowadziła w konsternację niejednego widza. Przez niemal pół występu, zamiast artystów na ekranach telewizorów pojawiały się szerokie ujęcia widowni zgormadzonej w arenie. Okazało się, że basistka, Victoria De Angelis, przypadkowo pokazała publiczności nagą pierś, ze względu na zsunięcie się bluzki. Z kolei wokalista – Damiano David dzięki ciekawemu krojowi spodni, zaprezentował pośladki…, ale to już podobno było w scenariuszu.
Co dalej?
MTV z pewnością stoi przed sporym wyzwaniem. Co zrobić, aby gala VMA znów gromadziła kilkunastomilionową widownię? Jak urozmaicić show? Przede wszystkim – zadbać o to, aby nie zabrakło prawdziwych gwiazd. Chodzi o artystów, które w danym momencie są na topie, ale także
o legendarne nazwiska, mające doświadczenie na scenie. Myślę, że warto również poszerzyć pole transmisji wydarzenia – np. o oficjalny kanał na YouTube lub chociażby jedną z platform streamingowych. W dobie postępującej konwergencji mediów, ograniczanie się jedynie do telewizji nie jest najlepszym pomysłem. Od jakiegoś czasu debatuje się również na sposobie wyłaniania zwycięzców. Wiele kategorii rozstrzyga się, dzięki głosowaniu internetowemu, które w dużej mierze manipulowane jest przez fandomy danych artystów. Z jednej strony, przyciąga je to do wydarzenia, z drugiej – sprawia, że nagrody tracą na swojej wartości. Czy malejąca popularność VMA skłoni producentów do zmian? Przekonamy się za rok.