Ride in peace, Jason
Kiedy w 2016 roku po tragicznym wypadku w sesji treningowej do GP Katalonii otrzymaliśmy informację o śmierci Luisa Saloma, świat motocyklowy stanął w miejscu. Od tamtego czasu minęło pięć lat, a motocyklowe mistrzostwa świata po raz kolejny pokazały jak niebezpiecznym i nieprzewidywalnym są sportem. Ciężko ranny w wypadku w sobotnich kwalifikacjach najniższej klasy wyścigowej Jason Dupasquier zmarł w niedzielę w szpitalu. Zawodnik miał zaledwie 19 lat.
Szwajcar zaliczył niespodziewaną wywrotkę w Q2, a jadący za nim rywale, Ayumu Sasaki i Jeremy Alcoba, nie mieli czasu na reakcję – wpadli na leżącego na torze Dupasquiera. Natychmiast wywieszono czerwoną flagę przerywającą sesję, a zawodnikiem zajęły się służby medyczne. Do szpitala we Florencji przetransportował go helikopter. Jego stan był ciężki, a liczne obrażenia głowy, klatki piersiowej i jamy brzusznej mimo przeprowadzonej w nocy operacji okazały się śmiertelne.
Jason Dupasquier był wschodzącą gwiazdą szwajcarskich sportów motocyklowych. W Moto3 zadebiutował w 2020 roku w zespole PrüstelGP. W tym sezonie punktował w każdym z pięciu dotychczasowych wyścigów i z 27 punktami na koncie zajmował dobre, dziesiąte miejsce w klasyfikacji generalnej Moto3. Jego śmierć to wielki cios dla całego świata motocyklowego.
MUUUUGELLO
Wzgórza Toskanii i żółte trybuny. To właśnie do tego przez ostatnie trzydzieści lat przyzwyczaił nas tor w Mugello. Zeszłoroczne zawirowania spowodowane pandemią koronawirusa sprawiły jednak, że obiekt “wypadł” z kalendarza na rzecz startów Formuły 1. Tegoroczna edycja stanowiła więc powrót zawodników na ten legendarny włoski tor po ich nieobecności w sezonie 2020.
Jeden z najbardziej lubianych przez kibiców obiektów – niekiedy nazywany perłą w koronie MotoGP – to dość specyficzny tor, przede wszystkim na liczne zmiany wysokości, a także na niesamowitą atmosferę panującą w padoku. GP Włoch, będące domową rundą dla każdego włoskiego zawodnika oraz teamu Ducati (fabryka tych motocykli znajduje się w pobliskiej Bolonii) jest wyjątkowe przede wszystkim dla Valentino Rossiego. Dziewięciokrotny mistrz świata ma piękne wspomnienia związane z Mugello chociażby dlatego, że wygrywał na nim aż dziewięciokrotnie, z czego siedem razy z rzędu!
Włosi kochają Valentino, a Valentino kocha Włochy i Włochów. Pokazał to niejednokrotnie podczas celebracji kolejnych zwycięstw. W 1997 roku po wygranej w GP Włoch na rundę honorową zabrał dmuchaną lalkę, którą nazwał Claudią Schiffer; podczas kolejnych domowych zawodów pofarbował włosy we włoskie barwy narodowe, a na każdą rundę przygotowywał specjalne malowanie kasków. To wszystko stanowiło element widowiska, część spektaklu, który Doctor wnosił do padoku. Fani go za to uwielbiali. I uwielbiają go do dzisiaj. Wielu nie wyobraża sobie MotoGP bez Rossiego, jednak wszyscy zastanawiają się, kiedy nadejdzie ten moment, w którym Włoch ogłosi koniec pięknej, długoletniej kariery. Podczas konferencji prasowej przed GP Włoch Vale ogłosił, że decyzję co do swojej przyszłości w padoku podejmie w czasie lipcowej przerwy wakacyjnej. W Mugello chciał przede wszystkim poprawić swoje tempo wyścigowe i zaprezentować oryginalne malowanie kasku, na którym znalazła się… krowa.
El Diablo znowu najlepszy, trzy różne motocykle na podium
Przed weekendem wiele mówiło się, że faworytem w GP Włoch będą motocykle Ducati. To miało być prawdziwe święto fabryki z Bolonii, która wygrała przecież dwie ostatnie rundy tego sezonu, a w Mugello miała nadzieję na zdominowanie rywali na swoim domowym obiekcie. Niestety, niedzielna rzeczywistość okazała się brutalna i zostawiła zespół bez upragnionego podium. Wszystko za sprawą wywrotki, którą zaliczył jeden z faworytów do zwycięstwa, Pecco Bagnaia. Jego teampartner, Jack Miller, po przedłużeniu kontraktu z Ducati na kolejny rok nie błyszczał już tak, jak w dwóch poprzednich rundach, które wygrał. Z kolei Johann Zarco, jeżdżący w satelickim zespole Pramac Ducati, po naprawdę dobrym starcie ostatecznie rywalizację zakończył na czwartym miejscu.
Zwycięzcą GP Włoch został Fabio Quartararo, który do wyścigu startował z pole position. Co ciekawe – po raz drugi w karierze ustawił się na pierwszym miejscu startowym w czterech kolejnych wyścigach. Wcześniej zdarzyło mu się to od GP Malezji 2019 do GP Andaluzji 2020. To kolejna przekonująca wygrana Francuza, który na metę wpadł z dwuipółsekundową przewagą nad drugim zawodnikiem. El Diablo rośnie w siłę i być może w swoim trzecim sezonie w MotoGP sięgnie po upragniony tytuł mistrzowski.
Dużo ciekawsza walka rozegrała się pomiędzy zawodnikami o drugą i trzecią pozycję. Dwa miejsca i aż czterech pretendentów do podium – broniący honoru Ducati, Johann Zarco; Miguel Oliveira dosiadający ulepszonego na tę rundę KTM-a oraz duet Suzuki, Joan Mir i Alex Rins. Szybko okazało się, że dla tego ostatniego presja była zbyt wielka, czego efektem było
zakończenie czwartego wyścigu z rzędu “na deskach”. Chwilę później z marzeniami o kolejnym podium pożegnał się Francuz, który nie prezentował tempa swoich rywali, a pod koniec wyścigu odpuścił i zakończył weekend na bezpiecznym, czwarty miejscu. Z kolei Mir próbował gonić Oliveirę, ale nie miał szans. Ostatecznie Portugalczyk zameldował się na mecie jako drugi, a mistrz świata sezonu 2020 musiał zadowolić się trzecią pozycją. Jednak na krótko po zakończeniu wyścigu okazało się, że na ostatnim okrążeniu Oliveira pojechał za szeroko, w efekcie wyjechał na zielone pole i zgodnie z przepisami musiał oddać Mirowi drugie miejsce. Zawodnicy ledwie co zdążyli ustawić się w Parcu Fermé, gdy otrzymali informację, że Mir również przekroczył limit toru (Hiszpan pojechał dokładnie taką samą linią, co Portugalczyk) i w efekcie Oliveira z powrotem wskoczył na drugie miejsce.
Wszyscy motocykliści z czołowej trójki zadedykowali swoje podium Jasonowi Dupasquierowi.
Kłopoty Marqueza
Już okrążenie rozgrzewkowe zapewniło kibicom, jak i samym zawodnikom sporo emocji. Na prostej startowej Johann Zarco mocniej zahamował, testując sprawność hamulców, czego nie zauważył Enea Bastianini i uderzył w tył jego motocykla. W efekcie przewrócił się jeszcze przed startem wyścigu. Upadki zaliczyli również wcześniej wymieniani Bagnaia i Rins, Takaaki Nakagami oraz Marc Marquez. Dwóch zawodników “na deskach”, dwunasta pozycja Pola Espargaro i czternasta Alexa Marqueza to co najmniej niepokojący wynik dla Hondy, która w klasyfikacji konstruktorów zajmuje przedostatnie miejsce, o jedynie trzy punkty wyprzedzając Aprilię. W szczególności w obliczu kłopotów ośmiokrotnego mistrza świata, który w ten weekend przyznał się, że stan jego ręki jest na tyle poważny, że zawodnik cały czas przyjmuje antybiotyki. Marquez nie wie, kiedy wróci do swojej optymalnej formy, a wielu przewiduje, że kontuzja, której nabawił się w pierwszej rundzie poprzedniego sezonu, jest końcem jego kariery w MotoGP.
W cieniu śmierci Jasona Dupasquiera zakończył się kolejny wyścig MotoGP. Na siódmą rundę motocyklowych mistrzostw świata przenosimy się do Katalonii, a tym samym walka o tytuł rozkręca się na dobre. Kto sięgnie po zwycięstwo na Circuit de Catalunya? O tym przekonamy się już w najbliższą niedzielę!