Wyścig flag-to-flag
W tegorocznym GP Francji główną rolę odegrała pogoda. Jeszcze przed rozpoczęciem zmagań wiele wróżyło, że piąty wyścig sezonu rozegra się na mokrym torze, co potwierdziły piątkowe treningi. Sesje treningowe i kwalifikacje były rozgrywane zarówno na mokrej, jak i na suchej nawierzchni, a zimny asfalt dodatkowo zbierał swoje żniwo. Podczas całego weekendu cztery upadki zaliczył Marc Marquez; w wyścigu wywracali się Aleix Espargaro, Franco Morbidelli (dla którego pierwsza wywrotka w FP3 zakończyła się skręceniem kolana) czy duet Suzuki, Alex Rins i Joan Mir.
Zmienne warunki, jakie zapanowały na torze w niedzielę, wymusiły na organizatorach przeprowadzenie wyścigu typu flag-to-flag, pierwszego od Brna w… 2017 roku! Zawodnicy mogą w jego trakcie zmienić motocykl i wyjechać na innym rodzaju opon dostosowanym do panujących warunków atmosferycznych. Dawniej, jeśli zmagania rozpoczęły się na suchej nawierzchni, a w ich trakcie zaczęło padać, wyścig przerywano, a powrót na tor odbywał się już na oponach deszczowych. Obecnie, możliwość przeprowadzenia wyścigu flag-to-flag umożliwia płynne dokończenie wyścigu bez procedury restartu. Na czym to jednak polega?
O wszystkim decydują opony. Dyrekcja wyścigowa przed startem każdego wyścigu informuje, czy uznany został on za mokry czy suchy. Problem zaczyna się, gdy warunki nie są jednoznaczne – w każdej chwili może zacząć albo przestać padać. Gdy pada deszcz, zawodnicy decydują się na założenie opon deszczowych, zwanych potocznie “wetami”, które na mokrej nawierzchni zapewniają znacznie lepszą przyczepność niż powszechnie nazywane “slicki”, ale gdy tor zaczyna przesychać – zużywają się w zawrotnie szybkim tempie.
W tym roku tuż przed startem nawierzchnia była sucha, jednak ciemne chmury nad obiektem wskazywały na możliwy deszcz. Tak też się stało, a na szóstym okrążeniu nieunikniona była już zmiana maszyny. Ze wszystkich zawodników, którzy niemal jednocześnie zjechali do alei serwisowej, najszybciej dokonał tego Marc Marquez, który na nowym motocyklu wysunął się na prowadzenie z ponad sekundową przewagą nad drugim, Fabio Quartararo. Ośmiokrotny mistrz świata na mokrym torze czuł się znakomicie. Wydawało
się wręcz, że jedzie po swoje pierwsze zwycięstwo od półtora roku (czyli od ostatniej rundy sezonu 2019). Niestety, dla Marqueza wyścig okazał się niemal wierną repliką pamiętnego zeszłorocznego GP w Jerez – zawodnik zaliczył dwie wywrotki, które ostatecznie zakończyły marzenia o podium i powrocie na szczyt.
Jednak nie wszyscy poradzili sobie ze zmianą motocykla tak dobrze, jak zawodnik fabrycznej Hondy. Quartararo zaliczył wolną zmianę maszyny z powodu błędu w umiejscowieniu motocykla. Francuz wjechał do boksu… swojego kolegi z ekipy, Mavericka Viñalesa. Został za to ukarany przejazdem po dłuższej nitce toru. Na zjeździe do paddocku Jack Miller, ostateczny zwycięzca wyścigu, zameldował się w żwirze, a później razem z drugim zawodnikiem fabrycznego Ducati, Francesco Bagnaią, przekroczył prędkość w alei serwisowej i został ukarany dwukrotnym przejazdem długiego okrążenia.
Francuzi pogodzeni przez Australijczyka
Ileż francuscy kibice musieli czekać na swojego zawodnika do MotoGP. Gdy w końcu się doczekali, to od razu dwóch – w 2017 roku do klasy królewskiej przeszedł (jako ówczesny dwukrotny mistrz Moto2) Johann Zarco, a dwa lata później dołączył do niego Fabio Quartararo. Osiągnięcia Francuzów w MotoGP może nie dorównują tym, jakie odnoszą Hiszpanie czy Włosi (francuski zawodnik nigdy nie został mistrzem świata w klasie królewskiej), ale nie brakuje wśród nich gorących nazwisk. Obok Christiana Sarrona, można wymienić również jedynego francuskiego zwycięzcę GP Francji w królewskiej klasie, Pierre Monnereta. Jednak dotychczas nigdy francuski zawodnik nie wygrał na obiekcie w Le Mans w kategorii MotoGP.
Nie zmieniło się to i w tym roku. Mimo wielkich nadziei, wygrał Australijczyk, Jack Miller. Linię mety przeciął z kilkusekundową przewagą nad resztą stawki, wygrywając po raz drugi z rzędu. To nie tylko drugi triumf Millera w tym sezonie, ale też drugie zwycięstwo Ducati na tym torze. Jednak francuscy kibice nie mają zbyt wiele powodów do rozpaczy. Drugie miejsce w niedzielnym wyścigu zajął Johann Zarco, a trzecie – Fabio Quartararo. Zawodnik Yamahy został również czwartym Francuzem, który startował do wyścigu z pole position na Le Mans. W 2020 i 2021 roku zrobił to Quartararo, w 2018 – Johann Zarco, a w 1987 – Christian Sarron. Dublet na podium i ten drobny fakt, jakim jest wygranie kwalifikacji, muszą więc wystarczyć, by osłodzić im brak zwycięstwa na domowym obiekcie.
Kolejna runda MotoGP za nami, a wszyscy myślą już o następnych startach. Jeszcze podczas weekendu we Francji otrzymaliśmy informację, że w tym roku z powodu wciąż dającej się we znaki pandemii koronawirusa nie odbędzie się GP Finlandii. Zastąpi je dodatkowa runda w Austrii. Tym samym na Red Bull Ringu odbędą się podobnie jak w zeszłym roku dwie rundy – i to obie z trybunami częściowo wypełnionymi kibicami. A co dla fanów, jak i samych zawodników oznacza brak wyścigu na obiekcie w Finlandii? Aż miesięczną przerwę wakacyjną, gdyż było to jedyne GP zaplanowane na lipiec.
Nie patrzmy jednak tak daleko w przyszłość. Szósta runda MotoGP odbędzie się na torze w Mugello, które uznawane jest za świątynię Valentino Rossiego. Jednak czy dziewięciokrotny mistrz świata jest w stanie nas czymś jeszcze zaskoczyć? Przekonamy się o tym już w tę niedzielę!
Zdjęcie główne: https://elpais.com/deportes/2021-05-16/jack-miller-ofrece-una-clase-magistral-bajo-la-lluvia-del-gp-de-francia.html