Robert Chmiel wywalczył sobie występ w trzech finałach Canal+ Online Indywidualnych Mistrzostw Polski, gdzie stawiał twarde warunki zawodnikom z PGE Ekstraligi. Fani czarnego sportu mogą przede wszystkim pamiętać jego występ w Lublinie, gdzie zdołał wygrać bieg w doborowym towarzystwie. Ponadto podczas ostatniej rundy SEC (Indywidualnych Mistrzostw Europy), którą rozgrywano na Stadionie Śląskim w Chorzowie, otarł się o finał. Nasz rozmówca doszedł do biegu barażowego, co było ogromną niespodzianką.
ŹRÓDŁO FILMU: FB Tauron Speedway Euro Championship; (1) Film | Facebook
W rozmowie skupimy się jednak na turniejach, które są przeznaczone raczej dla koneserów żużla. W 2024 roku obecny zawodnik Orła Łódź (drużyny z Metalkas 2. Ekstraligi) wystąpił w szeregu zawodów na terenie dawnej Czechosłowacji i w każdym z nich uplasował się na 2. pozycji.
Jakub Mikołajczak: W Żarnowicy w Zlatej Prilbie SNP nie było Ciebie początkowo na liście. Jednak zmieniłeś jednego z zawodników i słowacka widownia mogła Cię ujrzeć w akcji. Na ile przed turniejem dowiedziałeś się, że możesz pojechać?
Robert Chmiel: Dość długo czekałem na wiadomość. W słowackiej Zlatej Prilbie SNP podobnie jak w Pardubicach, wymagają dość mocnej obsady. Liczą na światowe gwiazdy, ale np. w zeszłym roku kolidowała ona z ćwierćfinałami PGE Ekstraligi. Z tego względu mają listę rezerwowych, którzy mogą się zjawić. Tak było w tym roku i o tym, że wystąpię w Żarnowicy dowiedziałem się na nieco tydzień przed zawodami.
W 2022 roku wygrałeś tamten turniej, w minionym sezonie z kolei uplasowałeś się za Bartoszem Smektałą. Jakbyś porównał ze sobą te zawody?
RC: Myślę, że dużo rozbieżności nie było. Pod kątem stawki i poziomu rywali nie można było odczuć żadnej różnicy. W 2022 roku byłem lepiej dysponowany pod kątem momentu startowego. Lepiej szły mi wtedy wyjścia spod taśmy niż w sezonie 2024, a przypomnijmy, że finał jedzie się na 6 okrążeń. W ostatniej edycji tamtejszego Złotego Kasku pokonał mnie Bartek Smektała. On miał lepsze pole startowe, bo dobrze spisał się w poprzednich startach i ja nawet przy powtórzonych wyścigach, nie miałem jak optymalnie ruszyć, aby go założyć w pierwszym łuku. Dojechał do mety pierwszy, chociaż w pewnym momencie miałem go na widelcu.
Wspomniałeś o wyborze pól. W Żarnowicy i w innych turniejach, które omówimy, wybiera się je tak jak dawniej w cyklu Grand Prix. Zawodnicy podchodzą do pola „na żywo”, tam sobie kopią, sprawdzają i dopiero wybierają. Co sądzisz o takiej możliwości? Bo wybór w Speedway Grand Prix jest niemal natychmiastowy, a na Słowacji całość się dłużyła. Niektórzy zastanawiali się przez kilka minut.
RC: Mieliśmy nielimitowany czas na to, więc każdy chciał przejrzeć dostępne opcje. Z perspektywy kibiców może to nieco inaczej wyglądać. Mam tu na myśli „no dobra, niech to wybiorą, pojadą i wracamy do domu”. Jednak ten element jest zbyt ważny, aby tu coś pominąć. Start w żużlu odgrywa olbrzymią rolę i zła decyzja może negatywnie wpłynąć na wynik. Trzeba pomyśleć dokładnie, aby nie „wkopać” samego siebie. Tego typu turnieje mają przewagę nad Speedway Grand Prix, bo jest o wiele więcej czasu na decyzję i można wejść na tor. Jak byłby limit czasowy 3 minuty, to każdy by go wykorzystał do maksimum.
W środowisku mówi się, że w Żarnowicy jest coś magicznego. Każdy kto był tam raz, chce wrócić. Zgodziłbyś się z tym?
RC: Na Słowacji kochają żużel, przychodzą z ogromną radością na zawody i nawet, gdy nie jedzie Martin Vaculik, to te trybuny żyją. Można powiedzieć, że tam te zawody są luźne i nie robi się ich dla zysku. Ja występowałem w Żarnowicy wielokrotnie, co roku znajduję się tam co najmniej 2 razy, więc jestem częstym gościem. Kiedy mam wolny weekend a pojawia się szansa, aby się pościgać, to z takiej możliwości po prostu korzystam.
Sezon 2024 przyniósł Ci również podium w najstarszym turnieju żużlowym na świecie. Mowa tu o Zlatej Prilbie w Pardubicach. Cały weekend w zasadzie padało, było szaro, buro i ponuro, ale z czasem w niedzielę, gdy walczyłeś na torze, to pogoda się przejaśniała. Niemniej Tobie to nie przeszkodziło, chociaż nawierzchnia była maziowata.
RC: W 2023 roku nie było mnie w Pardubicach, ale nie ma co się przywiązywać do warunków pogodowych. Z każdą kolejną minutą pogoda się poprawiała i kibice dostali dobre widowisko. Tor był na tyle dobrze przygotowany, że na spokojnie udało się odjechać te 3 dni w ramach „super weekendu”, chociaż wcześniej padało niemiłosiernie.
I to pomimo faktu, że w Zlatej Prilbie odjeżdża się aż 32 biegi. Cały turniej trwał około 4 godzin. A Ty jechałeś od początku, bo nie byłeś rozstawiony w ćwierćfinale, więc musiałeś wystąpić w eliminacjach.
RC: Te zawody trwały bardzo długo, a jak wspomniałeś ja jechałem od samego początku. W eliminacjach ma się po 3 biegi w każdej grupie, więc ta faza wstępna jest czasochłonna. Droga do finału wiedzie przez 9 biegów. Mamy do odjechania po 3 w eliminacjach, ćwierćfinale i półfinale. A potem przychodzi główny finał lub finał pocieszenia. Jest to wycieńczające dla sprzętu, ale ten format jest bardzo oryginalny. Traktujemy te zawody jako zabawę, bo spędzamy na stadionie cały dzień.
Ryan Douglas przekonał się o problemach technicznych w finale. Prowadził i finalnie nie stanął na podium, bo w połowie biegu finałowego strasznie zwolnił.
RC: Sprzęt mocno dostaje w kość. Opony też momentami nie wytrzymywały i część zawodników nie była w stanie ukończyć wyścigu. Nie pomagała też nawierzchnia, która mimo opadów była szorstka i twarda. Porównałbym ją wręcz do asfaltu. Ryan miał wtedy pecha, bo już w tym 10. wyścigu sprzęt odmówił mu posłuszeństwa. A też finał trwa dłużej od standardowego biegu, więc to potęguje wyzwanie. Wszystko w pardubickiej Zlatej Prilbie jest na granicy wytrzymałości.
Czeską tradycją od lat są zawody memoriałowe im. Lubosa Tomicka, które rozgrywa się dzień po tamtym turnieju w Pradze. Jak oceniasz otoczkę moim zdaniem tych klimatycznych zawodów?
RC: Pierwszy raz jechałem w tym memoriale i mi się spodobało. Opakowanie turnieju śmiało można porównać do Grand Prix. Mieliśmy okazałą prezentację, była telewizja, można było dostrzec ludzi z czeskiej federacji motocyklowej, więc naprawdę robiło to wrażenie.
To pytanie wybrzmi: Czy w finale uważasz, że zwycięzca nie powinien być dopuszczony do powtórki, po własnym upadku? I czy pasuje tu pewien cytat Leszka Demskiego „Sędzia nie popełnił błędu, ale mógł podjąć inna decyzję”?
RC: Moim zdaniem popełnił błąd. Jan Kvech sam z siebie upadł na pierwszym łuku, ale go nie wykluczyli. Decyzja kontrowersyjna, bo zazwyczaj decyzja w tego typu wypadkach jest jedna, ale tu było inaczej. Z drugiej strony dostałem dzięki temu szansę, aby poprawić start, bo zaspałem po wystrzeleniu taśmy w górę. Z mojej strony mogę powiedzieć, że zawaliłem finał, bo „Honza” wyprzedził mnie w samej końcówce. I mam słodko-gorzkie wspomnienia. Jak mówiłem turniej znakomity, ale mogłem go wygrać. Jestem zły na siebie, że dałem się objechać.
Kolejny dzień w Czechach, kolejne drugie… – Robert Chmiel #23 | Facebook
To na koniec. W 2025 roku zaplanowano kilka egzotycznych turniejów – m.in. wraca Bułgaria, a Rumuni posprzątali stadion w Brailii po powodzi. Chciałbyś pojechać w tego typu lokalizacjach? Masz może jeden taki egzotyczny turniej do odhaczenia?
RC: Takich zawodów na liście byłoby kilka, więc jest z czego wybierać. Chciałbym korzystać z zaproszeń do zawodów gdzieś tutaj w okolicy, jak te 3 lokalizacje, o których rozmawialiśmy niż jeździć gdzieś na koniec Europy, gdy sezon powoli jest już zamknięty. Niemniej, jeżeli terminy będą się zgadzać, ja nie będę miał meczu w Metalkas 2. Ekstralidze, a Bułgarzy by się odezwali, to chętnie bym nad tym pomyślał.
Czytaj też: https://flesz.amu.edu.pl/aktualnosci/eurowizja-2025-oceny-albania-luksemburg-grecja-hiszpania/
Obserwuj nas na YT! https://www.youtube.com/@makingofFlesz