„Buszujący w zbożu” – pozycja obowiązkowa

Książka ,,Buszujący w zbożu" to majstersztyk. Urzeka prostotą, odwagą i prawdą. Zaciekawia i fascynuje. Oszałamia. Jest ponadczasowa.

Jeśli spotka człek takiego, co buszuje w zbożu

,,Buszujący w zbożu”, którego autorem jest Jerome David Salinger, to niewątpliwie pozycja obowiązkowa. Napisana niezwykle lekkim piórem skierowana jest do każdego z nas.

 

Zwariowana historia

Narrator, Holden Caulfield, postanawia opowiedzieć pewną, jak ją nazywa — zwariowaną historię, która mu się przydarzyła. Już od pierwszego zdania daje po sobie poznać, że nie będzie owijać w bawełnę. Choć w tej retrospektywnej powieści nie brakuje dygresji, które, jak sam bohater twierdzi, sprawiają, że jest ciekawiej. Holden zabiera nas w swój świat całym sobą. To coś więcej niż tylko historia o jego losach po tym, gdy został wyrzucony z kolejnej szkoły. Dzieli się nią z czytelnikami, do których wielokrotnie się zwraca, co sprawia wrażenie, jakbyśmy słuchali opowieści dobrego przyjaciela.


Nie powinno się być tchórzem

Daje się poznać zarówno z dobrej, jak i złej strony. Jest ambiwalentny i właśnie to jest w nim intrygujące. Krytykuje niemal wszystko i wszystkich dookoła, ale jest surowy również wobec samego siebie. Nazywa się łgarzem, dziwakiem czy tchórzem, choć nie chce takim być — twierdzi m.in., że „nie powinno się być tchórzem ani trochę”. Ktoś mógłby wziąć Holdena za przeciętnego nastolatka, który przechodzi okres dojrzewania, buntuje się, ma trudności z rozpinaniem biustonoszy, myśli o seksie zamiast o szkole czy swojej przyszłości. Jest to jednak chłopak o niebanalnym sposobie myślenia. Buja się na huśtawce nastrojów, a co jakiś czas spada z niej. To właśnie samopoczucie kieruje jego działaniem- myśli o samobójstwie czy wyznaje komuś miłość, choć wcale nie darzy danej osoby takim uczuciem.

Jest dobrym obserwatorem i formułuje odważne wnioski. Z każdą następną stroną odnieść można wrażenie, że prawie nic nie jest takim, jakim się wydaje. Kamieniem milowym w sposobie postrzegania przez tytułowego buszującego świata jest śmierć jego brata — Allie’go. Stracił jedną z niewielu osób, na których tak bardzo mu zależało. Wciąż ma w sercu i w głowie Allie’go oraz swoją ukochaną Jane. Ona zawsze miała specjalne miejsce w sercu i głowie Holdena, nie wspominając o jego młodszej siostrze.


Książka pełna kontrastów

Salinger pokazuje nam wiele przeciwieństw. Widzimy życie bogatych i biednych, popularnych i nudziarzy, dokuczających i tych, którym dokuczają, żyjących radośnie i popełniających samobójstwo. Widzimy, że: „w Nowym Jorku za forsę można kupić dosłownie wszystko”. Sama postać Holdena również składa się ze sprzeczności. Bez powodu zakłada koledze półnelsona, czy też udaje, że jest ranny. Gardzi ludźmi do tego stopnia, że wpada na pomysł, by udawać głuchoniemego, żeby nie prowadzić z ludźmi bezsensownych rozmów. Z drugiej strony często sam szuka partnerów do porozmawiania.

 

Mało co go satysfakcjonuje, ale cieszy się z małych rzeczy, jak uśmiech zakonnic. Nie przebiera w słowach, ale ściera ze ścian bluźnierstwa, które mogłyby zobaczyć dzieci. Cechuje go wysoki poziom inteligencji emocjonalnej — przeciętny nastolatek nie rozczula się nad tym, że dziewczyna, grając w warcaby, ustawia damki w ostatnim rzędzie. Nie jest egoistą — troszczy się o innych, w życiu chciałby łapać dzieci biegające na polu żyta, które rozpędzają się w stronę przepaści i ratować je przed upadkiem.


Holden, czyli ja?

Postać Holdena skonstruowana została w taki sposób, aby czytelnik, pomimo wszelkich wad, darzył go sympatią. Dostrzegł nie tylko jego głowę pełną dylematów i rozmyślań, ale także bogate wnętrze, a przede wszystkim dobre serce. Salinger potrafi wydobyć z czytelnika emocje. Efekt jest taki, że wykreowanemu przez niego bohaterowi nie mamy ochoty udzielać rad, ale po prostu chcemy dla niego dobrze. Tylko i aż tyle. Przywiązujemy się do niego, angażując się w jego losy coraz bardziej z każdą następną stroną. Pochłaniamy wręcz jego historię. Analizując lekturę można spostrzec odbicie Holdena Caulfielda w każdym z nas — bez względu na płeć i wiek, jednak w różnym sensie i stopniu.

Zakończenie w sposób szczególny składania do refleksji. Salinger powieść kończy w sposób otwarty. Nie znamy dokładnie dalszych losów głównego bohatera, ale zwraca się on do nas, apeluje, by nic nikomu nie opowiadać, bo zaczniemy tęsknić.


Buszujący w zbożu, czyli pozycja obowiązkowa

To pozycja, którą należy mieć w biblioteczce. Egzemplarz, o który trzeba dbać. Czytana wielokrotnie nigdy nie pozostawia znużonym, wręcz przeciwnie- coraz bardziej intryguje i pozostawia bogatszym o nowe doznania. Książka się nie zmienia, ale czytelnik jest inny. Tak jak główny bohater z każdą wizytą w muzeum nie jest już taki sam. Holden Caulfield uwielbia książki „napisane przez ludzi, do których mógłbyś dzwonić, gdyby przyszła ci chęć”.

Na pewno zadzwoniłabym do J.D. Salingera, by spytać, czy wie, gdzie podziewają się kaczki, gdy jeziorko w południowej części Central Parku jest całe zamarznięte. Wiem jedno — nie odebrałby, ale nie mam wątpliwości, że wcale nie dlatego, że od dziesięciu lat nie żyje. Darzę go ogromną sympatią, bo „chyba można lubić kogoś, kto nie żyje, prawda?”.

Karolina Jankowska 

Udostępnij!
Share on facebook
Share on linkedin
Share on pocket

Podobne posty

Skontaktuj się z nami!

Kto pyta nie błądzi

flesz.wnpid@gmail.com

Zapisz się do newslettera Flesza

Bądź na bieżąco z nowościami w akademickim świecie i otrzymuj od nas podsumowania tygodnia!

* Pole obowiązkowe